Płyta nie zaskakuje - ale od ponad 70-letniego artysty trudno oczekiwać drastycznych zmian w stylu muzyki. To ten sam stary, dobry Roger Waters. Płyta nawiązuje do stylu znanego nam z "Amused to Death", ale także "Animals". W sumie kawał solidnej roboty. Dla fanów pozycja obowiązkowa, dla innych polecana
Przesłuchałem kilka razy i za każdym jest co raz lepiej. Na płycie słychać stary Pink Floyd z czasów Animals i Final Cut. Brzmienie mocno analogowe. Jedyny minus jak dla mnie to straszny smutek w czasie słuchania tej płyty ale jak wiadomo Roger nigdy nie pisał o wesołych sprawach. Moja ocena : 4/5
Słucham Rogera i jego kolegów o czterdziestu lat-no i nie wypada mi oceniać tego arcydzieła mając do dyspozycji pięć gwiazdek - po prostu brakuje mi przynajmniej jeszcze pięciu :-)