Brandon Mull pisze powieści fantasy dla dzieci. Inspiruje się twórczością J.R.R. Tolkiena, C.S. Lewisa i J.K. Rowling – echa twórczości autorów „Władcy pierścieni”, „Opowieści z Narni” i „Harry’ego Pottera” można odnaleźć w twórczości tego Amerykanina. Zadebiutował w 2006 r. powieścią „Baśniobór”, która przerodziła się w pięciotomową serię. Kolejne cykle autora to: „Smocza straż”, „Pozaświatowcy”, „Wojna cukierkowa”, „Pięć królestw” oraz „Pingo”. Jest także twórcą pierwszego tomu serii „Spirit animals” zatytułowanej „Zwierzoduchy”. To ciekawy „wieloautorski” projekt – każdy tom został napisany przez innego twórcę, a na podstawie uniwersum stworzono grę.

W tym roku w Polsce ukazuje się piąta część „Smoczej straży” – „Powrót zabójców smoków”. Cykl nawiązuje do „Baśnioboru” – to kontynuacja losów Kendry i jej brata Setha. Czytelnicy nie muszą jednak znać debiutu Mulla, by czerpać przyjemność z lektury poświęconej smokom. Czym zaskoczy fanów nowy tom? Seth i Kendra muszą poszukać nowych sprzymierzeńców - Celebrant i jego armia smoków tylko czeka, żeby zaatakować ludzkość. Póki co na drodze staje im tylko jeden artefakt.

Przypominamy rozmowę z Brandonem Mullem przeprowadzoną przez tłumacza jego książek – Rafała Lisowskiego.
 

Smocza straż nowy tom
 

Wywiad z Brandonem Mullem

Rafał Lisowski: „Baśniobór” został przetłumaczony na trzydzieści dwa języki. Promując książki, odwiedzasz wiele miejsc. Czy rozmawiając z czytelnikami z różnych części świata, pomyślałeś kiedyś: „Odebrali tę książkę inaczej, niż się spodziewałem po reakcjach w moim kraju”?

  • Brandon Mull: Niełatwo mi odpowiedzieć na to pytanie, między innymi dlatego, że kiedy wyjeżdżam za granicę, trafiam do anglojęzycznych szkół, w których większość dzieci czyta moje książki po angielsku.
    Najwięcej kontaktów z czytelnikami poznającymi moje powieści w tłumaczeniu miałem właśnie w Polsce. Myślę, że polski przekład musi być dobry, skoro reakcje czytelników są tak pozytywne. Cieszy mnie to, że kiedy wspominam tutaj o Secie, który w założeniu jest urwisem, nierozważnym i bardzo ciekawskim dzieciakiem, podejmującym czasem bardzo głupie decyzje, ludzie natychmiast kiwają głowami, dzięki czemu od razu wiem, że się rozumiemy.
    Pamiętam, że gdy po raz pierwszy pojechałem do Wrocławia, gdzie każdy na widowni miał słuchawki z tłumaczeniem, czekałem w napięciu na moment, aż tłumacz przełoży jakiś mój żart odwołujący się do fabuły, i czułem gigantyczną ulgę, gdy widownia się z niego śmiała. Wtedy mówiłem sobie: „Uff, dobra, czyli znają te postacie, rozumieją je”.

We wszystkich twoich powieściach jest dużo skomplikowanej magii, akcja rozgrywa się w wielu różnych krainach. Jak orientujesz się w tak złożonej fabule? Piszesz przecież cykle książek, których kolejne tomy muszą się ze sobą łączyć. Czy korzystasz z jakichś metod, by porządkować szczegóły powieści?

  • Ponieważ przez całe życie dużo fantazjuję, zapamiętywanie wymyślonych historii przychodzi mi z łatwością. Nie wiem dlaczego, po prostu jestem w tym dobry, lepszy niż większość osób. Niemniej jednak często robię notatki.
    Wielkim wsparciem służą mi też czasem wydawcy, którzy sporządzają kompendia świata moich cyklów i wytyczne dotyczące ich stylu – często wymyślam nowe wyrazy, urabiając formy czasownikowe od rzeczowników. Wiem, że na przykład do „Baśnioboru” stworzono siedemdziesiąt stron wytycznych, jak go redagować. Są tam zasady tworzenia przeze mnie niektórych magicznych słów – ktoś to wszystko spisuje i aktualizuje z myślą o redaktorach. Czasami sam czerpię z tych kompendiów.
    W przypadku „Baśnioboru” zatrudniłem również moją bratową, żeby stworzyła wyczerpujący raport na temat cyklu. To mniej więcej pięćdziesięciostronicowy dokument opisujący, kim są poszczególne postacie, jakie która ma moce, jak działają magiczne przedmioty i tym podobne detale. To mi pomogło przy pracy nad jego kontynuacją, czyli „Smoczą Strażą” – „Baśniobór” powstawał od 2006 do 2010 roku, a kontynuację zacząłem w 2017 roku, więc minęło zbyt dużo czasu, żebym pamiętał wszystkie szczegóły.

Czy po piętnastu latach pisania i wydaniu dwudziestu książek wciąż coś cię zaskakuje w zawodzie pisarza?

  • Tak. Każda kolejna książka niesie niespodzianki i stanowi nowe wyzwanie. Staram się nie powielać schematów, nie przerabiać w kółko tej samej historii i właśnie dlatego ciągle napotykam nowe problemy. Jako pisarz mam teorię, że zawsze można wymyślić lepszą historię i zawsze da się znaleźć ciekawszy sposób na jej opowiedzenie. Spędzam więc dużo czasu, szukając nowych sposobów budowania opowieści, starając się ciekawie pokazać sceny i oryginalnie przedstawić fabułę. Czasami historię da się opowiedzieć za pomocą esemesów, jak to zrobiłem w swojej nowej książce, która jeszcze się nie ukazała. Można znaleźć oryginalne sposoby na przedstawienie fragmentów fabuły, na przykład poprzez relacjonowanie jej w listach. Do tego dochodzi sam charakter prozy. Zawsze istnieje jakiś nowy sposób na rozpoczęcie sceny, budowanie napięcia czy ukazanie postaci. Uwielbiam eksperymentować z nowymi metodami sprawiania, żeby historia działała tak, jak powinna.

Nieraz już słyszałem opinię, czasem jako pochwałę, a czasem jako krytykę, że pod pewnymi względami twoje książki są jak gry komputerowe. Czy w dzieciństwie byłeś graczem, a może jesteś nim nadal? Czy piszesz tak świadomie, czy też po prostu twoja podświadomość w ten sposób postrzega przygody i wyzwania dla bohaterów?

  • Z całą pewnością jest to podświadome. Czasami jednak, gdy pisząc „Baśniobór”, konstruuję sceny, które wymagają przemierzenia tajemniczego zamku lub czegoś w tym stylu, myślę sobie: „O, to mi przypomina jakiś loch z Zeldy”. Więc rzeczywiście wydaje mi się, że odzywa się tu duch „Zeldy”, bo uwielbiam tę serię. Nigdy nie wprowadzam takich podobieństw celowo, ale sądzę, że biorą się one stąd, że w wielu grach pojawiają się przygody w konwencji fantasy. Skoro więc ja piszę przygodowe fantasy, to kiedy tworzę sceny akcji lub zagadki do rozwiązania, moi bohaterowie czasem mierzą się z sytuacjami przypominającymi te z gier.
     

Smocza straż tom 1
 

Wskazujesz C.S. Lewisa, J.R.R. Tolkiena i J.K. Rowling jako autorów, którzy najbardziej na ciebie wpłynęli. A gdyby ktoś zaproponował ci kiedyś napisanie sequela albo spin-offu opartego na cudzej twórczości, czyją fabułą lub którymi bohaterami chciałbyś się zająć?

  • Swego czasu Orson Scott Card, autor „Gry Endera”, rozważał zaproszenie innych pisarzy do stworzenia historii z udziałem Endera, rozgrywających się w jego uniwersum. To by mnie bardzo ucieszyło, bo kiedy uczyłem się w liceum, była to moja ulubiona książka: ma świetną akcję, świetną fabułę, bardzo inteligentnego bohatera, więc byłoby to fajne wyzwanie. Chętnie napisałbym coś osadzonego w tym świecie, ale czułbym się także trochę onieśmielony, ponieważ tak długo byłem fanem Carda. Ten plan się nie ziścił, napisałem natomiast wstęp do jednego z wydań specjalnych „Gry Endera”, co zaspokoiło moją nerdowską ochotę zrobienia czegoś dla Carda.
    Gdybym miał tworzyć w cudzym uniwersum, bardzo chętnie zrobiłbym coś w świecie „Gwiezdnych wojen”, ponieważ go uwielbiam. Moc, miecze świetlne – bawię się tym wszystkim w myślach od czasu, gdy byłem małym chłopcem.
    Gdyby kiedyś J.K. Rowling zdecydowała się na powrót otworzyć świat Harry’ego Pottera, także byłbym zainteresowany. Choć sam nie wiem, może to dla mnie niemal zbyt wielka świętość, żeby się z nią mierzyć. Ale jej książki miały ogromny wpływ na to, że piszę to, co piszę.

     

smocza straż wywiad
 

To były moje pytania. Mamy jeszcze trzy od czytelników, wybrane w konkursie. Pierwsze jest od Kacpra: Czy były jakieś pomysły, które odrzuciłeś, pisząc „Baśniobór”, i czy mógłbyś o nich opowiedzieć? Czy teraz żałujesz, że je odrzuciłeś?

  • Tak, zawsze, kiedy piszę książkę, są rzeczy, które mi się podobają, ale w końcu nie trafiają do fabuły. Zwykle udaje mi się wykorzystać większość z tego, co podoba mi się najbardziej, ale kiedy już kończę, o drobiazgach najczęściej zapominam. Teraz trudno mi nawet przypomnieć sobie konkretne przykłady. Pamiętam, że planowałem wykorzystać figurki lewiatana i wieży, które znaleźli bohaterowie, ale ostatecznie uznałem, że nie miało to sensu. Musiałbym na siłę wciskać do fabuły niezgrabne rozwiązania tylko po to, żeby domknąć ten wątek. Pomyślałem, że to może być nawet dobry efekt zaskoczenia, jeśli w powieści fantasy pojawi się coś, co ostatecznie wcale nie uratuje sytuacji. Bo gdy w fantasy bohater znajduje coś magicznego, konwencja nakazuje, żeby później okazało się to niezbędne. Stwierdziłem więc, że wyjdzie fajnie, jeśli parę rzeczy nie znajdzie w odpowiedniej chwili cudownego zastosowania. Jak na ironię, teraz w końcu wykorzystam te przedmioty, ponieważ piszę kontynuację, co pozwala mi wpleść je w fabułę w bardziej naturalny sposób. Niemniej to jeden z przykładów pomysłów, które miałem ochotę wykorzystać, ale nigdy mi się właściwie nie przydały.

Drugie pytanie jest od Mikołaja: Jeśli mógłbyś się wybrać na jednodniową podróż w miejsce odwiedzone przez Setha i Kendrę, gdzie byś pojechał i dlaczego?

  • O, to bardzo dobre pytanie. Chyba musiałbym pojechać do samego Baśnioboru, tego pierwszego rezerwatu, bo smoczy azyl to dla mnie trochę za dużo – gdybym naprawdę miał się tam wybrać, bałbym się, że zginę. Oczywiście w Baśnioborze też musiałbym uważać. Uczyniłem te miejsca niebezpiecznymi, ale zrobiłem to celowo, żeby przygody były fajniejsze. Ponieważ Baśniobór tak długo żył w mojej głowie i na kartkach książek, chciałbym zobaczyć go naprawdę, gdyby to było możliwe. Byłbym zafascynowany, gdyby dziadek oprowadził mnie po rezerwacie. Najważniejsze to pójść tam z kompetentnym przewodnikiem.

I ostatnie pytanie, od Łukasza, na temat smoków: Czy słyszałeś legendę o Smoku Wawelskim? Czy istniałaby możliwość wplecenia tej historii w jedną z twoich książek?

  • Zdecydowanie muszę ją poznać, bo chyba o niej nie słyszałem. I spróbuję ją wpleść w książkę. [Tu opowiadam Brandonowi legendę o Smoku Wawelskim – RL]. Brzmi super. Naprawdę bardzo się postaram użyć jakiegoś elementu tej historii, bo fajnie byłoby wykorzystać odrobinę miejscowego kolorytu. Część akcji piątego tomu chciałbym osadzić w Polsce, więc jakieś nawiązanie byłoby doskonałe. Uwielbiam korzystać z lokalnych mitów, tradycji i legend. Dzięki za tę opowieść. Powiedzcie chłopakowi, że być może udało mu się wprowadzić do mojej książki pewnego smoka!

Baśniobór, Brandon Mull

Więcej artykułów o książkach znajdziecie w pasji Czytam.