Blisko sześć dekad na scenie, dziesiątki przebojów i nieskończona energia – tak najkrócej można scharakteryzować żywe legendy rocka, czyli zespół The Rolling Stones. W smutnych okolicznościach śmierci perkusisty Charliego Wattsa, przypominamy losy jednej z największych kapel wszech czasów.

Rock wyparł bluesa

Miłośnicy Stonesów często podkreślają, że uwielbiają ich za muzyczną różnorodność. Klasyczny rock, hard rock, country, blues, a nawet R&B – wszystkie te gatunki wybrzmiewają na dyskografii zespołu, który narodził się dokładnie 12 lipca 1962 roku. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że kiedyś Jagger i spółka będą mogli pochwalić się ponad 250 milionami sprzedanych płyt. Początkowo też The Rolling Stones nie mieli być w ogóle zespołem rockowym.

Założyciel grupy, Brian Jones, znany był przede wszystkim z grania bluesa. Podobnie gitarzysta Geoff Bradford, który obok Iana Stewarta jako pierwszy odpowiedział na anons o poszukiwaniu członków do nowego zespołu Jonesa. Ale potem na przesłuchanie stawiło się trzech kumpli: Mick Jagger, Keith Richards oraz Dick Taylor, którzy grali już razem wcześniej. Jones początkowo chciał zaangażować tylko Jaggera, ale ten postawił warunek: razem z nim do kapeli dołączy Richards. Ostatecznie również Taylor współtworzył grupę, która nazywała się oryginalnie The Rollin’ Stones.

W duszach Jaggera i Richardsa grał przede wszystkim rock’n’roll, dlatego charakterystyka zespołu uległa zmianie. Bradford odszedł, a w 1963 roku The Rolling Stones już z Wattsem, a także z Billem Wymanem zaczęło koncertować i pracować nad debiutancką płytą.

Pierwszy album, nazwany po prostu „The Rolling Stones” został dostrzeżony przez krytyków, a koncertowa energia błyskawicznie przysporzyła zespołowi grono fanów. To były podwaliny ogromnego sukcesu krążka oraz wyjazdu do USA, gdzie Stonesów promowano jako „dzikie alter ego Beatlesów”. Kilka miesięcy później okrzyknięto ich już mianem „najbardziej dzikiej grupy pod słońcem”.

 

„The Rolling Stones” The Rolling Stones

 

Cena wizerunku

Stonesi byli kreowani na gwiazdy rocka i tak też się prowadzili. Z każdym kolejnym wydanym albumem, który owocował w szlagiery, muzycy szaleli coraz bardziej. Andrew Oldham, menadżer grupy, do tego stopnia wpływał na image zespołu, że odsunął od występów Stewarta, ponieważ jak twierdził, jego poczciwy wygląd gryzł się z wizerunkiem kapeli. Stu nie przestał jednak towarzyszyć kolegom, ale musiał robić to w cieniu. Równie niecodziennym zabiegiem PR-owym było ukrywanie faktu, że Bill Wyman miał żonę i dzieci.

Wszystkie te działania miały również destruktywny wpływ na zespół. Oprócz alkoholu i narkotyków, wśród członków narastały konflikty. Muzycy imprezowali na potęgę, a od czasu do czasu za to przepraszali. Niedługo potem wszystko jednak wracało do niechlubnej normy. Problemy przerosły Jonesa, który w czerwcu 1969 roku został usunięty z The Rolling Stones. Jego miejsce zajął Mick Taylor. W lipcu świat obiegła informacja o śmierci Jonesa, który utopił się we własnym basenie. W obliczu tragedii muzyka, który zakładał i jeszcze przed chwilą był członkiem kapeli, Stonesi grali dalej, oddając przy okazji hołd zmarłemu koledze.

 

 

Zespół widmo

Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte były trudne dla The Rolling Stones. Muzycy zaangażowali się w solowe projekty, natomiast Richards miał poważne problemy z uzależnieniem. Mimo tego zespołu nie rozwiązano, a nawet zdarzały się nieregularne koncerty. Powstawały też płyty, które choć oceniane były różnie, dostarczyły kolejnych wielkich przebojów, jak np. „Angie” z płyty „Goat’s Head Soup” z 1973 roku. Nastąpiła też kolejna rotacja w składzie. Micka Taylora zastąpił Ronnie Wood.

W 1993 roku z zespołu odszedł Wyman i nie brakowało opinii, że to powolny kres Stonesów. Wcześniej otrzymali Grammy za całokształt twórczości, a w 2001 roku Jagger otrzymał tytuł szlachecki od królowej Elżbiety II.

 

 

Trochę wyprawa do muzeum

XXI wiek to zaledwie jeden studyjny album „Blue & Lonesome”, który zawiera bluesowe covery. Poza tym Stonesi wydają jedynie albumy koncertowe. Najnowszy krążek będący zapisem występu na żywo jest „A Bigger Bang. Live on Copacabana Beach”, czyli rekordowy koncert z 2006 roku, który na słynnej plaży zgromadził przeszło półtoramilionową publiczność. To tylko pokazuje, że w obecnym stuleciu The Rolling Stones postrzegani są w kategoriach fenomenu, a także dostarczycieli niepowtarzalnej energii.

Właśnie występy na żywo pozostają największą bronią The Rolling Stones. Dinozaurom rocka mogą pozazdrościć dużo młodsi muzycy, którzy nie potrafią wykrzesać z siebie równie dużo, co Jagger, Richards i Wood. Fanów przyciąga status ikon muzyki rockowej. Rodzice przyprowadzają dzieci, a te zarażają się entuzjazmem kapeli. Kilka lat temu, w rozmowie na antenie Dwójki z Danielem Wyszogrodzkim, autorem wielokrotnie wznawianej książki poświęconej kapeli „Satysfakcja. Historia The Rolling Stones”, padło porównanie chodzenia na koncerty Stonesów do wizyty w muzeum. Trudno jednak znaleźć tak głośne i pełne energii muzeum na świecie.

 

 

Zostało trzech

W 1969 roku, kiedy członkowie zespołu dowiedzieli się o śmierci Briana Jonesa, nie przestali koncertować, a ból po stracie zamienili w energię na scenie. Teraz The Rolling Stones straciło Charliego Wattsa, jednak pierwsze doniesienia mówią o tym, że podobnie jak przed laty trasa odbędzie się, a miejsce zmarłego osiemdziesięciolatka zajmie Steve Jordan, o co ponoć prosił sam Watts, kiedy zrezygnował z występów po operacji. Od 2004 roku Charlie Watts walczył z nowotworem gardła. Z tej walki wyszedł zwycięsko i wrócił do grania z zespołem. Ostatni raz wystąpił z The Rolling Stones 30 sierpnia 2019 roku w Miami.

Charlie Watts zawsze miał opinię bardziej poważnego i statecznego od swoich kolegów. Schludniej się ubierał (miał ponad 200 garniturów), a poza graniem zajmował się m.in. hodowlą koni arabskich i projektowaniem okładek płyt Stonesów. Co ciekawe w ramach walki z trapiącą go bezsennością, szkicował łóżka w hotelowych pokojach. Niemniej on również wpadł w szpony nałogu. W latach osiemdziesiątych nie stronił od alkoholu oraz narkotyków. Na szczęście silniejsza niż nałóg okazała się miłość do rodziny. W 1986 roku wyszedł z uzależnienia, ratując nie tylko swój związek, ale i życie. W czerwcu skończył osiemdziesiąt lat.

Historia The Rolling Stones jest zdecydowanie dłuższa i bardziej burzliwa, niż można to zawrzeć w jednym przekrojowym tekście. Dlatego na koniec odsyłamy do książek, a przede wszystkim płyt Stonesów, które należą do najważniejszego dziedzictwa muzyki rockowej.

Który kawałek tego zespołu lubicie najbardziej? Dajcie znać w komentarzach na dole. A jeśli chcecie dalej czytać o swoich ulubionych wykonawcach, zajrzyjcie do działu Słucham.

Zdjęcie okładkowe: Shutterstock