Anime i manga to fenomen, który dobrze radzi sobie w mieniącym się wszystkimi odcieniami szarości kraju nad Wisłą. To o tyle zaskakujące, że często seriale i komiksy, które swobodnie można nazwać dziełami sztuki (vide „Death Note”), złośliwie czy wręcz pogardliwie bywają nazywane „chińskimi bajkami”.

Ta niechęć wydaje się nie mieć żadnego uzasadnienia, bo doskonale pamiętam, jak tłumy wybiegały ze szkoły, by zdążyć na odcinek „Pokemonów”, zaś taki „Kapitan Tsubasa” był otoczony autentycznym kultem przez znajomych grających w piłkę nożną. Dziś zastanowimy się, jakie gry anime, czy szerzej, gry dla fanów anime warto znać!

Gra anime, która wzruszy i zachwyci gameplayem! („Nier: Automata”)

Ugh, nie wiem od czego zacząć, bo „Nier” to tytuł, który jeszcze kilka tygodni temu z zapałem uruchamiałem każdego dnia. Produkcja zachwyca gameplayem, zniewala wizualiami i autentycznie wzrusza. Omawiana pozycja to gra akcji z częściowo otwartym światem, nastawiona na eksplorację, niezwykle efektowną walkę, częstująca gracza doskonałym (acz oszczędnym) storytellingiem.

 

gra anime NS: NieR:Automata The End of YoRHa

 

Wcielamy się w androidkę imieniem 2B, która wraz ze swoim kompanem zostaje wysłana na powierzchnię zniszczonej i kompletnie opuszczonej przez ludzi Ziemi. Planeta została zrównana z, nomen omen, ziemią w trakcie konfliktu z obcymi, którzy za pomocą zastępów brutalnych robotów (nie mylić z androidami!) przegonili nasz gatunek na księżyc. Na miejscu jednak okaże się, że roboty te potrafią być zaskakująco… ludzkie.

 

gra anime NieR:Automata

 

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale przez kilkadziesiąt godzin rozgrywki poznamy fascynujących bohaterów, rozbudujemy wachlarz technik walki bohaterki, zainstalujemy w jej umyśle chipy rozszerzające jej skillset, odwiedzimy opuszczone miasto, pustynię, zamek, a nawet… park rozrywki. Wszystko spięte doskonałą mechaniką walki i przemieszczania się, a także wymagającymi potyczkami z często niedorzecznie wielkimi bossami.

Warto „wejść” w ciemno w ten tytuł, nic nie oczekiwać, nie zapoznawać się z opiniami na jego temat. Pozwól sobie na zauroczenie się tym unikatem, podziękujesz mi później!

 

 

Gra anime o wielkich robotach? Sign me up! („Armored Core 6: FoR ”)

Wydawać by się mogło, że „anime/manga” oraz „ogromne roboty demolujące całe miasta” to terminy niemal zbieżne i… może faktycznie tak być, gdyż opisywana w tu gra wygląda jak cudowny sen miłośników serialu „Neon Genesis: Evangelion”. „Armored Core 6” to najnowsza odsłona uznanej serii, pozwalającej graczowi na wcielenie się w pilota potężnego mecha i eksplorację brutalnie pięknych, przemysłowych obszarów oraz umożliwiającej bezwzględną (o tym za chwilę) walkę do ostatniej śrubki.

 

gra Armored Core Vi Fires Of Rubicon

 

Tytuł rzuca nas w sam środek konfliktu o niezwykle wydajny (i niebezpieczny) surowiec znaleziony na planecie Rubicon 3. Poprzednia próba okiełznania jego potencjału doprowadziła do globalnej katastrofy, ale jak to bywa z ludźmi, pazerność podsunęła im pomysł kolejnego zmierzenia się z ogromną mocą tajemniczego źródła energii. Za produkcję odpowiedzialne jest legendarne From Software, znane z takich hitów jak „Dark Souls”, „Bloodborne” czy „Sekiro” i jeśli na widok tych tytułów znacząco podnosi ci się ciśnienie, to znaczy że doskonale wiesz, jak piekielnie wymagające potrafią być gry tego studia.

 

gra anime Armored Core VI: Fires of Rubicon

 

Nie inaczej jest i w tym wypadku, gdyż AC6 potrafi być absurdalnie wręcz trudna i wymaga dziesiątek, czasem nawet setek prób zmierzenia się z danym bossem, czy też całym poziomem. Rekompensuje to jednak fantastycznym gameplayem, możliwością wprowadzania daleko zakrojonych zmian w naszych mechach i piękną oprawą graficzną.

Jeśli szukasz gry anime, która pozwoli ci wcielić się w pilota morderczego mecha, to witaj w domu. Czeka cię wspaniała przygoda na planecie Rubicon 3!

 

 

Akcja jak w dobrym anime – gra, która przetestuje twoją sprawność („Vanquish”)

Produkcja, która zachwyca świeżością i chyba jako jedyna gra na świecie ma przycisk odpowiedzialny za… zapalenie papierosa (sic!). Poznajcie „Vanquish”!

Dobre, nastawione na walkę anime gratyfikuje widza wyraźnie podniesionym tętnem, nie inaczej jest także w przypadku omawianej produkcji. „Vanquish” to futurystyczna gra akcji, w której wcielamy się w wyposażonego w robotyczny pancerz żołnierza organizacji DARPA, który postanawia wesprzeć amerykańskie wojsko w walce z tajemniczym najeźdźcą. Fabularnie gra potrafi zaciekawić, ale realnie patrząc, główny wątek jest mocno pretekstowy i pełni jedynie rolę zaczynu do kolejnej, ogromnej rozwałki. Tytuł ten zachwyca rozgrywką, solidnym gameplayem, designem przeciwników (mocno zrobotyzowanych) oraz dynamiką poruszania się.

 

vanquish

 

Zaryzykuję stwierdzenie, że przemieszczenie się odgrywa tu niemal równie istotną rolę co opróżnianie rozgrzanych magazynków. Pancerz naszego protagonisty pozwala na wykonywanie długich, bardzo szybkich ślizgów, dzięki czemu manewrowanie pomiędzy odnóżami gigantycznego mecha-pająka (tak!) jest płynne i sprawia ogromną frajdę. Gra ma w sobie pewien kicz, jest też miejscami komicznie przerysowana, ale… to jej ogromne zalety. „Vanquish” stanowi powiew świeżości w świecie shooterów, nawet wiele lat po premierze. Warto!

 

 

Śmierciowstąpienie („Death Stranding”)

To nietypowy kandydat na naszej liście, ale trudno pisać o tematyce anime i nie poświęcić chociaż jednego akapitu twórczości genialnego Hideo Kojimy. Kojima odpowiada za takie marki jak „Silent Hill” czy „Metal Gear Solid”, ale po bolesnym rozstaniu z firmą-matką (Konami) otworzył własne studio i przedstawił światu produkcję, na którą gracze chyba nie byli gotowi. No bo jak ciekawa może być gra, której główną mechaniką jest… chodzenie. Że jak?!

 

gra Death Stranding

 

W grze wcielamy się w Sama Portera Bridgesa, kuriera, którego zadaniem jest połączenie ze sobą porozrzucanych w świecie gry HUB-ów. W uniwersum gry miejsce miało tytułowe „Death Stranding”, czyli tajemnicze zjawisko, zacierające niejasny podział między życiem a śmiercią. Brzmi nietuzinkowo? Zatem informacja, że jednym z elementów ekwipunku jest żywy noworodek, nie zrobi na tobie dużego wrażenia.

 

gra dla fanów anime Death Stranding

 

Kluczem gry jest umiejętna dystrybucja paczek przy uwzględnianiu ich rozmiaru, wagi, a także zawartości. Im więcej masz na plecach, tym wolniej się poruszasz oraz tym większa szansa, że się wywrócisz i uszkodzisz cenny ładunek. W grze są elementy akcji. Mamy do dyspozycji broń i pojazdy, ale to przede wszystkim gra o eksploracji – nie tylko świata gry, ale i zakamarków własnej duszy.

Jeśli jesteś miłośnikiem(-czką) anime, gra od Kojimy ma szansę ci się spodobać!

 

 

„Death Stranding” ogrywaliśmy na PlayStation 5. Był to jeden z pierwszych tytułów, jaki trafił do biblioteki. Naszą kurierką była Ola Tomaszewska. Z uniwersum wykreowanego przed Kojimę przyniosła nam recenzję:

Doskonale pamiętam moment, w którym „Death Stranding” zostało zapowiedziane. Mój świat absolutnie się zawalił, bo w tamtym czasie miałam tylko konsolę XBOX, więc mogłam obejść się smakiem, a mój apetyt rósł w miarę kolejnych zapowiedzi. Fakt, że weszłam w posiadanie konsoli PlayStation 5 oznaczał jedno – w końcu mój los się odmienił. Tytuł do mojej kolekcji trafił w zasadzie od razu. Jakie były moje odczucia? Mieszane. Znałam estykę gier Hideo Kojimy, tuż po premierze DS widziałam wiele wideorecenzji, więc nie siadałam do rozgrywki zupełnie zielona... tfu! Niebieska! 

Pierwsza w oczy rzuciła mi się grafika. Ja zdaję sobie sprawę, że możliwości PS5 tylko ją podbijały, ale pod względem projektu też robiła ogromne wrażenie. Jak skończyłam oglądać, to zaczęłam słuchać. W ścieżce dźwiękowej wykorzystano utwory zespołów Low Roar i Silent Poets. To muzyka wyjątkowo klimatyczna, smutna, a więc niezwykle immersyjna. Sam gameplay mnie nie zaskoczył, ale miałam okazję na własnej skórze doświadczyć zalet filmowego podejścia do projektowania gry. Kadry są tu żywcem wyjęte z sali kinowej. Efekt potęguje fakt, że bohaterowie zostali stowrzeniu w oparciu o wizerunki prawdziwych aktorów, takch jak między innymi Norman Reedus, Mads Mikkelsen czy Léa Seydoux. 

Fabularnie jest tu bardzo... specyficznie. Z jednej strony historia świata zawładniętego przez wszechobecną śmierć pod postacią demonicznych istot daje ogromne pole do popisu. Jednak Kojima (ha!) pogrywa sobie z odbiorcą, bo nie raczy nas zbyt wieloma informacjami. To sprawia, że eksploracja wydaje się dużo bardziej fascynująca, ale mniej... satysfakcjonująca? Poza wątkami nadnaturalnymi mami także motywy obyczajowo-polityczne. Ja jednak odbierałam je mocno pretekstowo. One mają popychać fabułę do przodu i pozwalać bohaterowi przemierzać nowe lokacje. 

Czy jestem usatysfakcjonowana? Tak. Czy polecam ten tytuł? Nie mam pojęcia. Lubicie igrać z definicją gry? Jeśli tak, to nie ma na co czekać.

 

death stranding
Trofeum odblokowane na konsoli PlayStation 5 podczas rozgrywki

 

A może gwiazdy? („Sea of Stars”)

Pamiętam, jak wiele lat temu zagrywałem się do upadłego w „Chrono Trigger”, czyli kultowy tytuł jRPG z epoki SNES-a. To był mój pierwszy kontakt z tego typu produkcjami i doskonale pamiętam myśl, która niczym refren irytującej piosenki wybrzmiewała w moim umyśle – „jak ja mogłem bez tej gry żyć”. „Sea of Stars” to hołd złożony właśnie takim produkcjom, tytuł, w którym miłośnicy oldschoolowych erpegów sprzed kilku dekad odnajdą się natychmiast. Jeśli jednak nie masz doświadczenia, spokojnie, próg wejścia do tego cudownego uniwersum wcale nie jest wysoki.

 

gra anime NS: Sea of Stars

 

W grze wybieramy tzw. Dzieci Przesilenia, czyli dwójkę bohaterów (z sześciu dostępnych), którzy jako jedyni będą mogli powstrzymać złowrogiego Fleshmancera. Gra zachwyca piękną, wystylizowaną na klasyki gatunku, pikselową oprawą graficzną. Całość jest barwna niczym pawie pióra, co zachęca do eksploracji obszernego świata gry. Dodam, że uniwersum składa się z porozrzucanych wysp, między którymi przemieszczamy się na naszej wysłużonej łajbie.

 

gra dla fanów anime NS: Sea of Stars

 

Gra oferuje typową dla gatunku, turową walkę, ale spokojnie – jeśli od produkcji takich jak X-COM odbiłeś(-aś) się z hukiem, tutaj masz szansę pokochać tę mechanikę. Produkcja uwodzi atmosferą, sprawnie też rozszerza koloryt rozgrywki wstawkami zręcznościowymi, dobrze przełamującymi przedstawione w turach potyczki. Jeśli szukasz produkcji anime, gra „Sea of Stars” będzie doskonałym wyborem!

 

gra anime NS: Sea of Stars

 

Skuty lodem, zapomniany („Lost Planet 3”)

Omawiamy tutaj trzecią część gry, ale stanowi ona prequel do historii przedstawionych w pierwszej i drugiej odsłonie, także z czystym sumieniem możesz zacząć przygodę od „trójki”. Lubisz ogromne roboty, setting postapo i walkę z monstrami rodem z filmu „Starship Troopers”? Jeśli tak, to wsiadaj do mecha i zapnij pasy! W grze wcielamy się w Jima, pilota mecha (mechwarriora?), siłę najemną bazy Coronis. Jim potrzebuje pieniędzy, zaś baza energii termalnej „zasilającej” przeciwników, czyli mordercze Arkidy.

 

lost planet 3

 

W grze możemy poruszać się pieszo, wtedy bohater ma możliwość dynamicznego korzystania z osłon (zupełnie jak w serii „Gears of War”) i imponującego arsenału broni. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak gdy wsiądziemy do naszego robota – podczas przemieszczenia czuć ogromny ciężar maszyny, nasz metalowy towarzysz stawia kroki w odrobinę niezgrabny sposób, co tylko dodaje grze realizmu (tak!).

 

gra anime lost planet 3

 

„Lost Planet 3” zostało opracowane przez studio Spark Unlimited, nie zaś twórców dwóch pierwszych części. Nie jest to w żadnym wypadku wada, w mojej ocenie twórcy umiejetnie udźwignęli ciężar jakościowy oryginału. Jeśli szukasz gry akcji z mechami w roli głównej i dla kontrastu po piekielnie gorącym „Armored Core” chcesz się odrobinę schłodzić, LP3 ma szansę podbić twoje serce.

 

Lost Planet 3 Capcom

 

Czas żelaznej pięści („Tekken 8”)

Tekken, marka-legenda, której początki sięgają zamierzchłych czasów pierwszego PlayStation. „Żelazna Pięść 8” (bo to właśnie oznacza „Tekken”) to najnowsza część tego uznanego cyklu, fabularnie zaczynająca się dokładnie tam, gdzie skończyła „siódemka” – ta odsłona skupia się na morderczym konflikcie ojca (Kazuya Mishima) i syna (Jin Kazama). Mimo że gry z tej serii są bijatykami, warto się zainteresować ich uniwersum, gdyż oferuje ono zaskakującą złożoność fabularną.

 

gra anime tekken 8

 

Gra zachwyca systemem walki, który jednocześnie uwodzi głębią i potrafi przyciągnąć prostotą początkujących graczy. Trudno się dziwić, cykl już lata temu potrafił zjednać przychylność graczy fenomenalną walką, każda kolejna iteracja gry subtelnie ją doskonaliła.

„Tekken” pozwala na walkę z przeciwnikiem oraz naturalnie z innymi graczami, także online. Pewnym novum jest modyfikacja struktury rozgrywki, gdyż gra zdecydowanie premiuje agresywny styl gry, zachęca do ryzyka i taktyki ofensywnej. W pewien sposób jest to mechanika podobna do tej zastosowanej w grze… „Doom Eternal”. Serio! Mistrzowski tytuł studia ID Software również nagradza gracza amunicją i punktami życia za spektakularne wbijanie w czaszki demonów rozpędzonej piły łańcuchowej.

 

gra dla fanów anime tekken 8

 

„Tekken 8” to fantastyczna zabawa, także w postaci gry imprezowej, gdzie goście po kolei testują swoje bitewne skille na arenie. Gotowi na starcie tytanów? Pady w dłoń i do boju!

 

 

Hardkorowe cięcie arbuza („Metal Gear Rising”)

Tak, wiem, to kolejna gra anime od Platinum Games (po „Nier: Automata” i „Vanquishu”) w tym zestawieniu, ale cóż poradzić, to ludzie będący arcymistrzami swojej niszy. „Metal Gear Rising” to gra z uniwersum legendarnego „Metal Gear Solid”, ale jest jedynie spin-offem tego uznanego cyklu. Głównym bohaterem jest bezbłędnie władający ostrzem Raiden, którego fani mieli okazję poznać w „Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty”. Gra wywraca gameplay znany z oryginału do góry nogami. Zamiast typowej skradanko-strzelanki mamy napompowaną adrenaliną, brutalną grę akcji. Naturalnie nie jest to wada i nie wyobrażam sobie, aby produkcja od geniuszy z Platinum Games prezentowała się inaczej.

 

gra anime Metal Gear Rising: Revengeance

 

MGR wyróżnia się fenomenalnym systemem walki bronią białą, pozwalającą na realistyczne i zróżnicowane… cóż, szlachtowanie przeciwników. Arbuz w śródtytule nie wziął się znikąd, przed premierą gry w internecie krążyło demo technologiczne, pokazujące, jak realistycznie zachowuje się ten owoc w kontakcie z ostrzem Raidena. Arbuzy nie miały szans! To świetny tytuł i doskonałe wprowadzenie do specyficznego świata gier tego studia. Jeśli kochasz przerysowaną do granic rozwałkę, ta gra jest właśnie dla ciebie.

 

Metal Gear Rising: Revengeance PlatinumGames

 

Zło wcielone („Resident Evil 4 Remake”)

Na deser, coś dla fanów gier grozy. Seria „Resident Evil” to kolekcja prawdziwych smakołyków nie tylko dla miłośników horroru, ale też i dla entuzjastów zombie and boy, oh boy, w tej grze znajdziesz ich cały ogrom. Capcom od lat przygotowuje bardzo udane remaki swoich flagowych tytułów, a „czwórka” jest najnowszym z nich. Gra została zbudowana od zera, oparta na nowoczesnym silniku oferującym zapierającą dech w piersiach oprawę graficzną oraz naprawdę soczysty gameplay.

 

gra anime Resident Evil 4

 

Odświeżony „Resident” strukturalnie nie różni się od oryginału. To trzecioosobowa gra akcji i pełnokrwisty horror, który nie tylko zmusi nas do walki z przerażającymi kreaturami (brrr!), ale również zachęci do eksploracji czy rozwiązywania zagadek środowiskowych. Jeśli szukasz porządnego dreszczowca, stylistycznie wyraźnie nawiązującej do estetyki anime, „Resident Evil 4” będzie strzałem w dziesiątkę.

 

 

Jak anime, to Pokemony, czyli „Pokemon Let’s Go Pikachu”/„Let’s Go Eevee”

Oczywiście na tej liście nie mogło zabraknąć Pokemonów. W końcu to jeden z największych popkulturowych fenomenów w ogóle, który już dawno zyskał gigantyczną miłość wśród osób, które z mangą czy anime nigdy nie miały wiele wspólnego. Jednak dla wielu fanów przygody Asha i jego wiernego Pikachu stanowiły pierwszy kontakt z charakterystyczną japońską kreską i okazały się świetnym wprowadzeniem do zgłębiania nieco bardziej niszowych dzieł z dalekiego wschodu. Jeżeli więc na widok któregoś ze stworków z pierwszej generacji czujecie przypływ nostalgii, koniecznie zagrajcie w „Pokemon Let’s Go Pikachu” lub wersję z Eevee.

 

gra anime Pokémon: Let's Go, Pikachu!

 

Wydane w 2018 roku na Nintendo Switch produkcje to remaki kultowego „Pokemon Yellow” z 1998 roku. Powraca więc 151 oryginalnych Pokemonów (oczywiście z małymi niespodziankami!), a my po raz kolejny wyruszamy w podróż po rejonie Kanto, by zdobywać odznaki, stanąć w szranki z Zespołem R oraz wreszcie pokonać Elitarną Czwórkę i zostać mistrzem Pokemon. Zależnie od wybranej wersji gry naszym pierwszym stworkiem będzie dobrze wszystkim znany Pikachu lub uroczy Eevee.

 

gry dla fanów anime Pokémon: Let's Go, Pikachu!

 

„Pokemon Let’s Go” to prawdziwy list miłosny do pierwszej generacji Pokemonów i idealna propozycja dla wszystkich wieloletnich fanów. Grę usprawniono pod względem gameplayu (wyeliminowano chociażby ruchy HM) oraz wprowadzono kilka mechanik znanych dobrze z „Pokemon Go” – od teraz w trawie nie walczymy z dzikimi Pokemonami ale łapiemy je podobnie jak w smartfonowym hicie. I to się faktycznie sprawdza – rozgrywka zyskuje na dynamice, a zręcznościowa minigierka sprawia sporo przyjemności. Do tego całość wygląda po prostu ślicznie – region Kanto nigdy nie prezentował się tak dobrze, a stylizowana, kolorowa oprawa graficzna naprawdę cieszy oko. Jeżeli w dzieciństwie chcieliście złapać je wszystkie – teraz nadszedł moment, by wreszcie to zrobić.

 

Pokémon: Let's Go, Pikachu! Game Freak

 

A wy? Jakie gry nawiązujące do mangi czy anime lubicie najbardziej? Czego wam na tej liście zabrakło? Dajcie znać w komentarzach.

Więcej podobnych artykułów znajdziecie na Empik Pasje w dziale Gram.