Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem

Katarzyna Kazimierowska: Nie zaskoczę pana pytaniem o to, czy powrót do Mortki to efekt tęsknoty za bohaterem czy presji ze strony czytelników?

  • Wojciech Chmielarz: (śmiech) Ani jednego, ani drugiego. Od zawsze wiedziałem, że chcę pisać o tym bohaterze tak długo, jak będę miał dobre pomysły na kolejne książki z jego udziałem. Gdy wreszcie taki pomysł się pojawił, uznałem, że już czas na Mortkę. Przyznam, że w przypadku „Długiej nocy” musiałem się trochę poboksować z tematem, rozwijałem wątki powoli, a gdy okazało się, że wszystko już działa, zacząłem pisać. Ale skoro padło pytanie o tęsknotę to powiem tak, że chyba bardziej niż za Mortką, zatęskniłem za samym gatunkiem policyjnego kryminału, bo po latach pisania thrillerów psychologicznych czy powieści sensacyjnych miałem ochotę wrócić do klasycznego kryminału z komisarzem w roli głównej.

I jak to spotkanie ze swoim pierwszym bohaterem? Łatwo było na nowo osadzić się w jego świecie?

  • Muszę przyznać, że nie było łatwo, bo jednak przeskok czasowy w fabule od zakończenia poprzedniej części przygód Mortki, czyli „Cieni”, do „Długiej nocy” to niemal dziesięć lat. Akcja „Cieni” toczy się w 2011 roku, a „Długa noc” to listopad 2021 roku. Musiałem zmierzyć się z pytaniem, co się stało z tym człowiekiem przez dziesięć lat, co się w tym czasie działo, gdzie on był, jaki teraz jest, czy i jak się zmienił… W dodatku musiałem zastanowić się, na ile mój pomysł na Mortkę koresponduje z tym, jak go przedstawiłem w poprzednich książkach.  Miałem z tym trochę nerwów i niepewności, czy ja jestem w stanie nawet nie tyle wrócić do tego człowieka, ile w pewnym sensie stworzyć go na nowo, zachowując to, kim był w poprzednich książkach.
     

Długa noc wojciech chmielarz
 

Mortka rozczarował pana czy na nowo zaciekawił? Bo dla mnie ten psychologiczny klincz, w jakim go pan umieścił oraz to, czym skutkuje emocjonalne odsunięcie Mortki od bliskich, są dużym zaskoczeniem.

  • Dla mnie też! (śmiech) Zaskoczył mnie ten zwrot, zwłaszcza podczas wymyślania tej książki, kiedy zdałem sobie sprawę, co musi się wydarzyć w jego życiu osobistym, żeby ten pomysł móc zrealizować. I wymagało to ode mnie sporo psychicznego przygotowania. Lubię wchodzić w buty moich bohaterów, poczuć się jak oni, dlatego sceny z życia rodzinnego Mortki trochę dały mi w kość, bo czułem, że mój bohater popełnia kardynalne błędy i postępuje nie tak, jak powinien, a przecież to wszystko dałoby się załatwić prościej i lepiej. Tymczasem on nie daje emocjonalnie rady.

Gdy stawiamy się w roli bohatera to podejrzewam, że chcemy go ochronić, sprawić żeby było mu lepiej.

Ja mam trochę inaczej z tą postawą wobec moich bohaterów. Oczywiście, po napisaniu tej książki to bym Mortce nieba przychylił. Ale w trakcie pisania lubię stawiać moich bohaterów w trudnej sytuacji, lubię ich zmuszać do popełniania błędów i obserwować, jak się zachowają, gdy te błędy popełnią, jak zareagują, bo takie wyzwania tworzą postaci i tworzą powieść. Podczas pracy nad „Wilkołakiem” napisałem taką scenę, w której prokurator Górnik rzuca w detektywa Wolskiego szklanką. I w pierwszej wersji napisałem, że Wolski uchylił się w ostatniej chwili. Ale zacząłem się wahać, bo czemu niby miałby się uchylić? Przecież dużo ciekawiej będzie, jeśli on dostanie tą szklanką w czoło. Napisałem, że dostał, a potem patrzyłem, co z tego wynika. I tak postępuję też w poważniejszych sprawach, wolę żeby moich bohaterów spotkało coś złego, żeby popełnili błąd, zrobili coś nie tak i zobaczymy, jak się zachowają, czy spróbują to naprawić. I ta książka jest właśnie o naprawianiu błędów.
 

Wojciech chmielarz nowa książka
fot. Aga Wojtun / materiały promocyjne Wydawnictwa Marginesy
 

Do błędów za chwilę wrócimy, ale to, co wydało mi się ciekawe, to decyzja o umieszczeniu akcji książki w środku szalejącej w Polsce i świecie pandemii.

  • Przez długi czas w swoich książkach unikałem tematu pandemii, bo raz, że przecież jeszcze się ona nie skończyła, a dwa, że tak naprawdę nie wiemy, co się w tym czasie wydarzyło, w tym sensie, że to nie jest zamknięty temat na tyle, żeby o tym opowiadać i mieć swoje diagnozy. I tej tezy będę bronił, bo chociaż pandemia oficjalnie się skończyła to tak naprawdę nadal nie wiemy, co się w tym czasie wydarzyło z nami, jako społeczeństwem. Zmarło kilkaset tysięcy ludzi – nawet jeśli oficjalnych śmierci covidowych jest ponad 100 tysięcy, to gdy dodamy nadmiarowe zgony – mówimy o mieście wielkości moich rodzinnych Gliwic, gdzie jest 190 tysięcy mieszkańców, a może i Katowic, gdzie mieszka 300 tysięcy osób. Wciąż nie wiemy, co tak naprawdę w tym czasie się stało z nami, czy z naszymi dziećmi, które przerobiły samotność dwóch lat nauki zdalnej. Jak to wpłynie na ich edukację, psychikę, plany życiowe? Nie przepracowaliśmy tych tematów, nie chcemy tego robić, zaczęliśmy wręcz w pewnym momencie udawać, że pandemii nie ma. Nawet gdy w grudniu 2021 roku umierało nam 900 osób dziennie, to wszyscy udawali, że się nic nie dzieje. A potem wybuchła wojna w Ukrainie … Myślę, że gdy to wszystko się skończy i będzie czas na oddech i refleksję, to w nas to wszystko emocjonalnie i psychicznie uderzy. Ale po dwóch latach unikania tematu pandemii uznałem, że nie mogę już od niej uciekać. Ojciec Mortki jest lekarzem, więc obserwujemy rozwój wydarzeń z jego punktu widzenia. Zresztą część historii, które opisuję w „Długiej nocy” jest prawdziwych, opowiedzianych przez lekarzy.

I mamy opowieść, gdzie w tym ponurym polskim listopadzie, pandemicznym mroku, po Warszawie grasuje seryjny morderca, i jednocześnie obserwujemy rozpad więzi emocjonalnych w rodzinie Mortki.

  • To jest mroczny świat, i rzeczywiście mroczna wizja listopadowych warszawskich dni, a także ponura wizja polskiej policji, choć wydaje mi się, że w dużej mierze uczciwa. I mogę uczciwie powiedzieć, że tak jest lub tak było, to wszystko powstało na podstawie moich rozmów, gdy przygotowywałem się do książki.

Obok seryjnego mordercy mamy ważny wątek, od którego zaczęliśmy rozmowę, czyli emocjonalny czy relacyjny klincz, w jakim znajduje się Mortka. Odsunął się od bliskich, zwłaszcza od swoich synów, i teraz, po tych dziesięciu latach, zaczyna się to na nim odbijać. Synowie uważają go niemal za obcego człowieka, a on czuje, że coś zawalił. Choć można niby założyć, że skoro mamy policjanta, który zajmuje się najgorszymi zbrodniami na co dzień, jego praca jest mocno zadaniowa, a zmysły wyostrzone do granic możliwości, to po zrzuceniu blachy nie zostaje za dużo miejsca na rozmowy o emocjach z bliskimi. 

  • Tu się z panią nie zgodzę. Znam policjantów, byłych i obecnych, i uważam, że świetnie sprawdzają się w roli ojców, nie mają problemów, żeby te role połączyć. Natomiast to, co akurat w postaci Mortki uderza, co sprawia, że jest takim tatą jaki jest, to wzorzec ojcostwa, jaki otrzymał od swojego ojca. Proszę zobaczyć, że on tak naprawdę reprodukuje to, jak jego ojciec zachował się względem niego. To relacja, w której jest miłość, ale bardzo sucha, przepełniona niedopowiedzeniami, z założeniem, że nie trzeba mówić drugiej osobie, że się ją kocha, bo ona przecież to wie. Widać to nawet w pierwszych scenach, kiedy po raz pierwszy ojciec Mortki daje do zrozumienia swojemu 40-letniemu już synowi, że akceptuje jego życiowe wybory. I robi to, bo czuje, że być może jest to ostatnia szansa, żeby coś takiego powiedzieć. Natomiast wizja świata, w której tylko osoby takie jak policjanci byliby złymi rodzicami, i których praca byłaby odpowiedzialna za to, jakimi są ojcami, to byłaby naprawdę bardzo optymistyczna wizja. A przecież kiepskimi ojcami są nauczyciele, inżynierowie...

…i psycholodzy dziecięcy.

  • No właśnie! Ale to się na szczęście zmienia, i moja książka też jest wyrazem zmieniającej się roli ojcostwa. Niedawno miałem taką refleksję, że przez lata w Polsce ojciec to była figura kogoś, kto po prostu jest: nie angażuje się za bardzo w sprawy domowe i wychowanie, jest raczej od zarabiania pieniędzy. Funkcjonuje trochę jak mebel, stół czy krzesło, ktoś kto jest w rodzinie od zawsze, przesuwa się go z kąta w kąt, choć wiadomo, pełni jakąś rolę, pyta się go o zdanie. Ale w pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać o ojcostwie, jakie może ono być, jaka jest naprawdę rola ojca w życiu dziecka. Przecież jeszcze dziesięć lat temu ten temat był nieobecny w polskim kryminale. Tymczasem teraz zorientowałem się, że wydaję swoją książkę, w której ten wątek mocno poruszam, i w tym samym czasie Marcin Meller publikuje „Czerwoną ziemię”, powieść sensacyjną, gdzie także ważnym tematem jest relacja między ojcem a synem. Wreszcie w najnowszym kryminale Roberta Małeckiego także wątek rodzicielstwa, tam akurat główną bohaterką jest samotna matka, się pojawia. I to ciekawe, że nagle ten temat naturalnie pojawia się w naszych książkach.

To kwestia pokoleniowa?

  • Nie, nie sądzę. W 2012 roku wydałem „Podpalacza”, pierwszą książkę z cyklu o Mortce, gdzie mój bohater miał już przecież dwóch synów i temat jego ojcostwa w książce się nie pojawia. Dziesięć lat temu po prostu nie uważałem, że to wątek, nad którym warto się pochylić, co pewnie wynikało też z faktu, że sam wtedy nie byłem ojcem i inaczej na to wszystko patrzyłem. To pokazuje, że czasy się zmieniają.
     

Podpalacz wojciech chmielarz
 

Ale to właśnie nasze pokolenie dochodzi do wniosku, że czas na redefinicję rodzicielstwa w tym momencie, kiedy sami zostajemy rodzicami.

  • Tak, to się zgadza, ten czas redefinicji zarówno ojcostwa i macierzyństwa, który zbiega się z naszymi doświadczeniami to jest bardzo ciekawy moment.

Kryminały wskazują nam na ważne zmiany społeczne? Jak pan sądzi, jak jest w przypadku definiowania ojcostwa, rodzicielstwa w ogóle?

  • Tu się znowu z panią nie zgodzę. Jasne, są autorzy, jak Marcin Meller, Robert Małecki, Kuba Ćwiek, u których wątek rodzicielstwa jest bardzo ważny, ale przecież takich autorów, którzy mają potrzebę i chęć obserwowania zmieniającego się świata wcale nie ma tak wielu. Większość książkowych produkcji kryminalnych w Polsce jest bardzo wtórna, niewiele mówi o Polsce i o nas. Polska w nich jest jedynie dekoracją, bo przecież akcja musi się gdzieś dziać. Ale gdy czytam książki, w których akcja toczy się w średniej wielkości mieście, gdzie w przeciągu ostatnich lat było dziesięciu seryjnych zabójców, to o czym my mówimy? Są autorzy, którzy starają się w swoich książkach powiedzieć coś wartościowego o Polsce, ale wcale nie ma ich tak dużo.

Wracając do wątku naprawiania błędów. Ojciec Mortki, niepewny swojej przyszłości, w pewnym momencie wykonuje ważny telefon do syna, jest to ważny rodzicielski gest. Podobnie robi Mortka, kierując się wręcz atawistycznym odruchem, gdy w grę wejdzie dobro jego dziecka.

  • Oczywiście. Fakt że Mortka popełnia błędy jako rodzic, nie oznacza, że jest wyrodnym ojcem. Zwłaszcza że widzimy pewne podobieństwa między jego ojcostwem, a modelem ojcostwa, jaki otrzymał. Ale też widać, że w tym modelu jest miłość, choć surowa, niedopowiedziana. Dla mnie to oczywiste, że w sytuacji granicznej Mortka musi ratować swojego dzieciaka i jest w stanie w tym ratowaniu posunąć się naprawdę daleko.
     

Wojciech chmielarz
fot. Aga Wojtun / materiały promocyjne Wydawnictwa Marginesy
 

Co dalej z Mortką? Zakończenie „Długiej nocy” aż się prosi o ciąg dalszy.

  • Rozczaruję panią, będzie przerwa, choć nie wiem, ile potrwa. Mam nadzieję, że krócej niż ostatnio. Najważniejszy jest dobry pomysł. A teraz przede mną kolejna powieść sensacyjna z bezimiennym bohaterem, którego będę musiał w końcu kiedyś nazwać.

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcia w tekście: fot. Aga Wojtun / materiały promocyjne Wydawnictwa Marginesy