Trudno jest tworzyć takie listy, bo siłą rzeczy, mimo obiektywnych przesłanek, kryteriów i pomiarów, są one wyborem zawsze subiektywnym. Ale w miesiącu, w którym Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nobla z rąk szwedzkiej Akademii, pragnę uroczyście ogłosić, że rok 2019 był rokiem kobiet w literaturze. I to nie tylko ze względu na liczbę nagród, jakie autorki, pisarki i poetki otrzymały podczas literackich festiwali. Ale z roku 2019 będziemy pamiętać przede wszystkim kobiece debiuty, od mocnego „Kociarza” po subtelny „Zdrój” w którym aż się gotuje, po poruszający esej „Nie przywitam się z państwem na ulicy”. Literatura bywa piękna bez względu na płeć, ale w tym roku tak się składa, że ma żeńskie końcówki.

 

Miejsce 10 - „Soundtrack do nagłośnionych wnętrz. Swing, baby, swing!”, Ida Sieciechowicz, Universitas

Tom wierszy Idy Sieciechowicz nie znalazł się na ostatnim miejscu, bo to poezja. Raczej znalazł się w tym rankingu właśnie dlatego, że to taka dobra poezja, tak dobra, że jej tomik zdobył główną nagrodę tegorocznego konkursu im. Anny Świrszczyńskiej. Jest tu wszystko: i pomysł, i piękno osobnego języka poetyckiego i treść – mocna, chwilami traumatyczna, nie pozostawiająca czytelnika obojętnym. Poetka wykorzystała angielskie frazy związane z muzyczną strukturą utworu, bo wiersze Sieciechowicz można uznać jako całość za poemat. Osobisty ton ale uniwersalność doświadczenia.

 

Miejsce 9 - „Domy bezdomne”, Dorota Brauntsch, Dowody na istnienie

Znacie takie domy, w których zawsze byli ludzie? Całe pokolenia, rodziny wielodzietne, mieszkające pod jednym szczodrym dachem z dziadkami, teściami, psami i kotami? Domy duże, z piecem, z cegły, budowane nie na lata ale na dekady, ba, na stulecia. Ich pierwsi mieszkańcy dożywali czasem diamentowych godów, które świętowali na ganku własnego domu. Jest jakaś tęsknota w książce Doroty Brauntsch, że do takich domów ją ciągnie. Znalazła je w ziemi pszczyńskiej. Najpierw był projekt Ceglane Domy, na założoną przez siebie stronę wrzucała zdjęcia starych, często opuszczonych, wiekowych budynków z cegły. Teraz jest książka, w której autorka z czułością, czasem smutkiem opowiada historie o domach z duszą. To reportaż o historii zapisanej w cegłach, ale też piękna literacka opowieść o dawnych domowych rytuałach, o polskim krajobrazie wsi i o swoistym mikrokosmosie, jaki tworzy wokół siebie taki wiekowy dom. Brauntsch zatrzymuje w książce czas dla nas, czytelników i pozostawia nas z pragnieniem, którego wcześniej – my mieszczuchy siedzące w blokowych mieszkaniach, nie znaliśmy.

 

Miejsce 8 - „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”, Olga Wiechnik, Wydawnictwo Poznańskie

„Posełki” wpisują się w silny obecnie nurt powrotów i wyciągania na światło dzienne historii przemilczanych, zapomnianych, szeptanych. Wielka tu praca historyczek społecznych, które często „prostują” oficjalne, niepełne przekazy, pisząc o prawdziwym życiu służących, robotnic fabrycznych, pierwszych feministek. Olga Wiechnik, dziennikarka i absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, postanowiła przypomnieć, że gdy kobiety w Polsce uzyskały prawo do głosowania, do pierwszego Sejmu w niepodległej Polsce dostało się osiem posłanek. Nie były witane z fanfarami, raczej traktowane z przymrużeniem oka i jako obiekt szowinistycznych żartów albo wręcz poważnych zarzutów zaniedbywania opieki nad dziećmi i domem. To opowieść o kształtowaniu się polskiej polityki po pierwszej wojnie światowej, ale i o jej emancypacji. O kobietach, które na drugiej stronie listy zakupów pisały propozycje ustaw o ochronie macierzyństwa, równych płacach czy dopuszczenia do stanowisk zarezerwowanych dla mężczyzn. O przełomowej roli takich kobiet jak Zofia Moraczewska, Irena Kosmowska, Zofia Sokolnicka, Jadwiga Dziubińska, Gabriela Balicka- Iwanowska, Anna Piasecka, Franciszka Wilczowiakowa i Maria Moczydłowska dowiedzieliśmy się dzięki Oldze Wiechnik i chwała jej za to.

 

Miejsce 7 - „Wędrowny Zakład Fotograficzny”, Agnieszka Pajączkowska, Wydawnictwo Czarne

Pamiętam, gdy siedem lat temu stałam z Agnieszką Pajączkowską w kolejce do baru w Solec 44 i zapytałam ją jakie ma plany na wakacje. Odpowiedziała, że nic konkretnego, zamierzała zjeździć wschodnią ścianę Polski, może porobić jakieś zdjęcia. Taki wędrowny zakład fotograficzny. Właśnie kupiła bardzo starego transportera i uczy się nim jeździć. Potem była piękna interaktywna strona internetowa, gdzie za każdym zrobionym w podlaskiej wsi zdjęciem kryła się opowieść. A teraz jest książka, w której Pajączkowska zebrała wyjątkowo historie, czasem anegdotki, czasem bolesne wspomnienia. Opowieść ze zdjęcie rozrosła się do pięknego krajobrazu ludzi, którzy myślą, że nikt o nich nie pamięta, czasem tylko przewoźny sklep przyjedzie z zakupami, na nich kończy się Polska. A może nie, może dzięki Pajączkowskiej coś się zaczyna? Wzruszająca lektura, czekam na więcej.

 

Miejsce 6 - „Kociarz”, Kristen Roupenian, tłumaczenie: Magdalena Sommer, Wydawnictwo Muza

O Roupenian zrobiło się głośno na długo zanim polskie wydanie jej zbioru opowiadań pojawiło się w księgarniach. Jej „Kociarz”, czyli tytułowe opowiadanie, wydrukował w 2017 roku tygodnik „The New Yorker”. Historia nieudanej randki i równie nieudanego związku szybko stała się wiralem i okrzyknięto ją romansem w czasach Tindera. Ale „Kociarz” to tylko jedno z dwunastu mocnych, zaskakujących opowiadań. Wśród nich czytelnik znajdzie napisaną w klimacie baśni opowieść o mrocznej żonie i kochanku z kości i wiadra; jest opowieść o facecie, który spotyka się tak długo z kobietami, aż te się w nim zakochają, wtedy je zostawia. Ale na łopatki rozkłada już pierwsze opowiadanie pt. „Niegrzeczny chłopiec”, o tym, jak z pozoru niewinne fantazje seksualne prowadzą do manipulacji i przemocy. Roupenian nie boi się pisać o tym, co trudne, brzydkie, złe, niepokojące. A potem stawia przed nami lustro i pyta: podobało się?
Te opowiadania zostają w czytelniku, powinny.

 

Miejsce 5 - „Pod powierzchnią”, Daisy Johnson, tłumaczenie: Jan Kabat, wydawnictwo Świat Książki

Jeśli nie słyszeliście o tej książce, to pewnie dlatego, że została wydana latem, kiedy myślimy raczej o wakacjach, niż o ambitnej literaturze. A szkoda, bo mamy przed sobą mocny debiut, który trafił do finału najbardziej prestiżowej w anglojęzycznej literaturze Nagrody Bookera. „Pod powierzchnią” to misternie skonstruowana fabuła na trzech planach czasowych, które łączy jedna postać – matki kobiety o imieniu Gretel. Ta jest tu narratorką. Kiedy po szesnastu latach od rozstania z matką słyszy w słuchawce jej głos, wspomnienia ściągają ją do czasów dzieciństwa, gdy żyła z nią na barce na rzece. Opowieści małej Gretel zdają się być z pogranicza jawy i snu, opowiadane wymyślonym przez nią i matkę językiem. Są w nich i ludzie, którzy spędzają życie płynąc wzdłuż rzeki, przerażający stwór kryjący się w wodzie, porzucone dzieci i tajemnicze zniknięcie pewnego chłopca Marcusa, który pewnego dnia pojawił się w życiu dziewczynki. W tym wszystkim mamy współczesną wersję mitu o Edypie. Czy możliwy jest powrót z przeszłości? I czy można po tym odzyskać siebie? To piękna, mocna współczesna baśń o tym, jakie piętno zostawiają w nas inni ludzie.

 

Miejsce 4 - „Asymetria”, Lisa Halliday, tłumaczenie: Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie

Ta książka została nazwana w Stanach debiutem roku. I nie tylko ze względu na obyczajową otoczkę w jakiej powstała – krytycy pisali wprost, że jej autorka, Lisa Halliday, opisuje w niej swój dawny romans z półbogiem literackiego panteonu - Philipem Rothem.

Wszystko w tej powieści jest nierówne, asymetryczne właśnie. W pierwszej z trzech części, na jakie podzielona jest książka, młoda redaktorka o znamiennym imieniu Alicja, zakochuje się w starszym o pięć dekad uznanym pisarzu żydowskiego pochodzenia, Ezrze Blazerze. I choć wszystko w ich związku zdaje się nierówne, to sama relacja, porozumienie, takie nie jest. Ale jak ta część ma się do opowieści o Amarze, muzułmaninie z podwójnym obywatelstwem, który zostaje zatrzymany na lotnisku w Londynie, bo mamy 2008 rok i walkę z terroryzmem? Czy te historie się łączy? A może Halliday tworzy powieść w powieści, której autorką jest początkująca pisarka Alice? Czytelniku, tu nie ma gotowych odpowiedzi. Ostatnia część, wywiad z Ezrą, już noblistą, to majstersztyk, którego wątki uzupełniają dwie pierwsze części. Ta pięknie napisana powieść-łamigłówka, gdzie czasem cytat przeplata się z cytatem, a sposób opowiadania przypomina pisarstwo Rotha, to prawdziwa czytelnicza uczta.

 

Miejsce 3 - „Patyki, badyle”, Urszula Zajączkowska, wydawnictwo Marginesy

Nikt z taką czułością nie potrafi pisać o kruchości świata jak Urszula Zajączkowska. Poetka, autorka dwóch tomików wierszy, a na co dzień botanik, wydała w tym roku debiutancki zbiór esejów poświęconych światom równoległym – korze drzewa, łodydze kwiatu, włoskom na ogonkach liściowych dyni; rodzeniu się i umieraniu komórek, mądrości natury, która działa nieprzerwanie zgodnie z ustalonymi przez siebie regułami od setek tysięcy lat. Uważność i czułość, z jaką Zajączkowska przygląda się drobinkom pod mikroskopem, niemal przezroczystym ciałkom mchów czy liściom wyrastającym spod gruzowisk sprawiają, że chce się jej czytać więcej i więcej, spojrzeć na świat jej oczami, docenić jego urodę. Wśród opowieści przyrodniczych znalazły się też te fragmenty prywatne, osobiste, jak książka, która przywołuje na myśl zmarłego profesora, czy włoski dyni, które są pretekstem do wspomnienia łobuzerskiego dzieciństwa. Pisanie Zajączkowskiej jest autentyczne i wzruszające, a jej umiejętność zachwytu nad przyrodą w jej najdelikatniejszych i nieoczywistych przejawach przejmująca.

 

Miejsce 2 - „Zdrój”, Barbara Klicka, Wydawnictwo W.A.B.

Na wielu poziomach zostaje w pamięci. Kamila przyjeżdża do sanatorium na pooperacyjną rehabilitację. Z urywanej retrospekcji wiemy, że to nie pierwszy raz, ale pierwszy raz w miejscu, które jako żywo przypomina Ciechocinek. Już na poziomie recepcji Kamila wpada w system: tu władzę ma każdy, tylko nie ona. Czyjąś decyzją dostaje taki a nie inny pokój, taką a nie inną lekarkę, musi zachowywać się w określony sposób. Każde odstępstwo jest w pewien sposób karane: karcącym spojrzeniem, niewypowiedzianą groźbą utraty przywileju. W dodatku system wkracza tam, gdzie najintymniej – w doświadczenia ciała. Dlatego Kamila stara się wymykać w swój świat, w swoje wyobrażenia, utrzymać skrawek wolności poza wszystkowidzącym okiem systemu. Ta metafora świata, opresyjnego i narzucającego reguły gry zdaje się boleśnie rezonować z rzeczywistością, którą znamy, gdzie kobiety chce się umniejszyć, czasem ośmieszyć, potraktować niepoważnie. Wnikliwość z jaką Barbara Klicka operuje słowem, historią, obrazem, a jednocześnie niejednoznaczność świata przedstawionego to mocne strony tego debiutu prozatorskiego uznanej i nagradzanej (Silesius, Gdynia) poetki.

 

Miejsce 1 - Debiut roku 2019 - „Nie przywitam się z państwem na ulicy”, Maria Reimann, Wydawnictwo Czarne

Ta niewielka w formacie i liczbie stron książeczka przejmuje swoim ciężarem, a po lekturze trudno o niej zapomnieć. Maria Reimann, etnografka, antropolożka i współzałożycielka Instytutu Badań nad Dzieciństwem na UW, napisała krótką rzecz o niepełnosprawności. O tym, czym jest, jak się z nią żyje i jak bardzo oko „społeczeństwa” dodaje temu życiu i samej niepełnosprawności etykiet i znaczeń. Bohaterkami eseju są dziewczyny i kobiety, które urodziły się z zespołem Turnera. Jego cechy charakterystyczne to wyraźnie niższy wzrost ale też bezpłodność. Reimann opisuje kolejne etapy życia z chorobą, dzieciństwo, kiedy zwykle bohaterki się o niej dowiadują, dojrzewanie, które zaczyna przebiegać inaczej niż u innych dziewcząt, wreszcie dorosłe życie, gdzie ze względu na wzrost trudniej o pracę. Ale to spojrzenie na niepełnosprawność byłoby niepełne, gdyby nie jedna historia – opowieść autorki o jej własnej niesprawności, o niedowidzeniu. Wykorzystując metodą autoetnograficzną Reimann bierze pod lupę też siebie i poprzez opowieści z dzieciństwa, ale też zwykłe sytuacje życiowe, próbuje wytłumaczyć, co to znaczy żyć z brakiem, jak o nim nie mówić – czy można to ukryć? Może nikt nie zauważy? Te wszystkie pytania padają w książce, a esej Reimann staje się dzięki nim świeżym i potrzebnym, ważnym głosem w dyskusji o niepełnosprawności. O tym, jak społeczeństwo traktuje „innych”, niesprawnych, o tym, jak każdy z nas może na nich – na siebie patrzeć. Bo jak mówi mama autorki, każdy z nas coś ma: jeden jest chorobliwie nieśmiały, komuś brakuje nogi. Książka Reimann pozwala nam to sobie uświadomić. Bo gdy każdy jest trochę inny, tzw. normalność przestaje istnieć. I dobrze.