Rozmowa z Joanną Bator

Wojciech Szot - Czy pisanie opowiadań wymaga od Ciebie innych umiejętności niż pisanie powieści?

  • Joanna Bator - Też się zastanawiałam, jak to będzie, kiedy planowałam zwykły zbiór opowiadań. Ale wyszła powieść złożona z 16 połączonych historii. Przy pierwotnym planie miałam nadzieję, że będzie łatwiej, bo co kilka tygodni po prostu będę coś kończyła i przechodziła do nowej historii. Ale praca okazała się podobna jak przy „Gorzko, gorzko”. Poruszałam się każdego dnia między kilkoma, w końcu kilkunastoma opowieściami. Ilość bohaterów i języków, jakimi mówią okazała się nawet większym wyzwaniem. Budowałam sobie w głowie sieć, taką przestrzenną budowlę, która codziennie się zagęszczała.

Dlaczego niedźwiedzica?

  • Wspomnienie z Berna, gdzie w drodze do pracy na uniwersytecie mijałam niedźwiedzie w małym nadrzecznym zoo, dało początek pierwszemu opowiadaniu w moim życiu, z którego byłam zadowolona. Wcześniej napisałam trzy, może cztery, ale nie dały mi satysfakcji i myślałam, że ta forma nie jest dla mnie. A więc żywa niedźwiedzica była inspiracją, a fikcyjna okazała się równie żywym kłączem, z którego wyrosły kolejne opowieści.

Kiedy czujesz, że tekst daje ci satysfakcję?

Kiedy mi sam się pisze jako przeciwieństwo np. rzemieślniczego stworzenia opowiadania na zamówienie do tematycznego zbioru, co zrobiłam parę razy bez radości i raczej nie powtórzę. Nie umiem też pisać pod presją deadline’u czy z innych powodów niż bezinteresowna chęć opowiedzenia jakiejś historii. Od „Purezento” robię tak, że najpierw mam prawie gotową książkę, a dopiero potem proponuję ją wydawcy. Czyli maksimum wolności.
 

Joanna Bator wywiad
 

W „Ucieczce…” pojawiają się nowe postaci, ale też wiele znajomych z „Gorzko, gorzko”. Przywiązałaś się do nich?

  • Tytułowa opowieść z nowej książki powstała podczas pracy nad „Gorzko, gorzko” i bohaterka po prostu przeszła między tekstami, pojawiając w nowej postaci, z innym losem. Czy jest tą samą Marianną, którą Violetta, a później Kalina spotykają w Podkowie Leśnej? Chyba nie. Postaci fikcyjne mają tę nad nami przewagę, że mogą się inkarnować w nowych opowieściach, podróżować w czasie. W „Ucieczce niedźwiedzicy” spotkamy także Violettę, najbardziej kontrowersyjną bohaterkę „Gorzko, gorzko”, o którą pytało się najwięcej osób i która mi też jest bliska. Dostanie szansę przemiany, jakiej nie miała w swoim smutnym życiu.

Czytając „Ucieczkę…” wydawało mi się, że piszesz zbiorowy portret kobiet w pewnym stanie mentalnym. Jakie stany chciałaś sportretować?

  • Myślę, że wszystkie te opowieści oscylują między rozpaczą, smutkiem i nadzieją, dzięki której moi bohaterowie i bohaterki ponownie angażują się w świat. Osoby, o których piszę często muszą zniknąć na jakiś czas, ukryć się i nabrać sił w odosobnieniu, by móc zmierzyć się ze światem, który nie jest dziś zbyt przyjazny.

Jakie masz metody na znikanie?

  • Najważniejszym zniknięciem była Japonia. Pierwszy raz miałam wtedy czas i przestrzeń, by się zatrzymać i pomyśleć, co dalej robić. A teraz? Las, który mam kilka kroków od domu i Glinianki, gdzie mieszka wielki sum. To drugie miejsce pojawia się w ostatniej opowieści z „Ucieczki niedźwiedzicy”.
     

Zainteresował cię temat? Sprawdź nasze inne teksty:



Nie tylko ludzie są w „Ucieczce…” w jakiś sposób widmowi, ale też miejsca. Hotel Sudety zyskuje tu nowe życie. Byłaś kiedyś w nim?

  • Hotel Sudety to brutalistyczny kolos, który kiedyś uważany był za jeden z najelegantszych przybytków na Dolnym Śląsku. Od dwudziestu lat stoi pusty i niszczeje, a w środku wszystko jest, jak było. Wyposażone pokoje, powoli odpadająca od ściany mozaika w recepcji. Urbexowy raj. W „Ucieczce niedźwiedzicy” staje się azylem i „poczekalnią” dla tych, którzy nie radzą sobie w normalnym życiu.

W Twoich social mediach nietrudno zauważyć, że masz nową miłość - Misię. Kim jest Misia?

Misia jest wielką - masą i miłością - psią osobą. Dwa lata temu przywiozłam z drugiego końca Polski dziesięciokilową puszystą kulę, z której wyrósł silny i dzielny pies. Towarzyszka podróży i codzienności. Całujemy się po pyskach i jemy jabłka, oglądając film. Potrafi rozśmieszyć mnie w największym smutku.
 

Joanna Bator rozmowa

Joanna Bator i Misia / fot. archiwum prywatne autorki 
 

Czy Misia Cię zmieniła? Bo kojarzysz się z byciem osobą bardzo elegancką, a tu ziemia, brud, Bator potargana. Czy po prostu wydobywa z Ciebie dwie natury?

  • Zawsze najlepiej czułam się w dziczy, blisko ziemi, więc raczej na górskim szlaku, w lesie, na bezludnej plaży niż w klubie, ale teraz, zwłaszcza, kiedy jest ślisko, często jestem dzięki Misi nawet bliżej ziemi niż bym chciała.

A wydawałoby się, że twardo po niej stąpasz…

  • Na ogół tak, ale kiedy mnie coś pociągnie - lecę.
     

Joanna bator wywiad

Ślad po pisarce / fot. archiwum prywatne autorki 
 

Więcej recenzji i wywiadów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: fot. Magda Hueckel / materiały promocyjne wydawnictwa Znak