Magdalena Pertkiewicz: Do napisania „Sagi o ludziach ziemi” zainspirowały Cię dzienniki dziadka i ojca. Jak na nie trafiłaś? I czy są bardzo obszerne?

  • Anna Fryczkowska: Pamiętnik mojego dziadka, czyli opasły brulion zapisany splątanym, pajęczym pismem, krążył po rodzinie od lat. Wszyscy obiecywaliśmy sobie, że w końcu ktoś go przepisze, ale nic, trafiał na kolejne biurko. Nastąpił jednak taki czas, że totalnie wyprztykałam się z weny po wypchnięciu w świat mojej powieści „Cyrkówka Marianna” i stwierdziłam, że dla odświeżenia sięgnę do korzeni. Usiadłam, rozszyfrowywanie pisma dziadka szło mi coraz szybciej, wsiąkałam! Dziadek miał dar słowa, pięknie puentował, był dowcipny, a historie rodzinne, które opisywał, były naprawdę niepowszednie.

    Jakiś czas temu i mój tata zaczął spisywać rodzinne opowieści krążące w ustnych przekazach, on już na szczęście od razu pisał na komputerze. I tak się dowiadywałam, że mój dziadek był pierwszym chłopem w powiecie, który skończył studia, pomagała mu w tym niemal cała okolica. A na te studia posłał go mój pradziadek, pierwszy z kolei chłop w okolicy, który prenumerował gazety, wtedy jedyne dostępne okno na świat. Kiedy czytał je wieczorami, cała wieś schodziła się posłuchać. Moi przodkowie, Józwiakowie, od zawsze wierzyli w słowo pisane, w wykształcenie. Bardzo mam to po nich.

Czy w losach bohaterów książki jest dużo z faktycznej historii twojej rodziny?

  • Wzięłam, ile mogłam, czyli wszystko, co przechowywano przez pokolenia. Na przykład historię o zagubieniu dziecka w bruździe podczas pielenia kartofli i jego cudownym odnalezieniu. O zarazie, która wybiła całą wieś, w której potem osiedlili się moi przodkowie. O dwójce dzieci, które tę zarazę przetrwały. O tłuszczu wokół świńskiego ogonka, którym smarowało się buty, jeśli się je oczywiście miało. O Antonim, rataju, który ruszył szukać lepszego świata. O Szczepanie, który szukał wyzwań.

To całkiem sporo! A skąd jeszcze, poza dziennikami rodzinnymi, czerpałaś wenę do pisania?

  • Wychodzi teraz mnóstwo fascynujących książek o historii chłopów, mam ich całą półkę, pokreślonych markerami, gęstych od zakładek. Studiowałam „Ludową historię Polski” Adama Leszczyńskiego, „Bękarty pańszczyzny” Michała Rauszera, „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, „Pańszczyznę. Prawdziwą historię polskiego niewolnictwa” Kamila Janickiego. Przeglądałam gazety z owych czasów, czytałam dwa kujawskie tomy etnografa Oskara Kolberga. Kłopot był zasadniczy: chłopi w I połowie dziewiętnastego wieku byli właściwie w 100 procentach niepiśmienni, więc praktycznie wszystko, czego się dowiadujemy o ich życiu, pochodzi z drugiej ręki. Życie w dworkach mamy więc naprawdę dobrze udokumentowane, życie w chacie znamy słabo, jeśli w ogóle.

    Opowieści polskich pozytywistów o życiu wsi, które czytaliśmy w szkole, wszystkie te „Antki”, „Janki muzykanty”, „Wolni najmici” opowiadają o drugiej połowie XIX wieku, tak samo „Chłopi” Reymonta, wszystko to dzieje się kilkadziesiąt lat później niż akcja mojej „Sagi o ludziach ziemi”. To była już inna epoka.
     

Anna Fryczkowska wywiad
 

Dzienniki, którymi się inspirowałaś, pisali mężczyźni, a w książce bardzo dużo uwagi poświęcasz ówczesnym kobietom, ich sprawom, problemom, relacjom. W jaki sposób pracowałaś nad kobiecymi bohaterkami oraz ich perspektywą?

  • Fascynowało mnie wnikanie w ich codzienność, uświadamianie sobie, jaki ogrom pracy towarzyszył najprostszym czynnościom. My idziemy do sklepu i kupujemy chleb, one musiały zawieźć ziarno do młyna lub same zemleć na mąkę w żarnach, nastawić zaczyn, odczekać, wyrobić ciasto ręcznie, nanieść opału, napalić w piecu, sprawdzić temperaturę, podtrzymywać ją, upiec bochenek na chrzanowych liściach, żeby nie przywierał. My wrzucamy brudy do pralki, one musiały z popiołu i tłuszczu zrobić mydło, potem nanieść wody, podgrzać ją, trzeć ubrania o tarę, wyprane zanieść nad rzekę i tam płukać. My kupujemy T-shirt w internecie, one musiały zasiać len, zebrać go, namoczyć, wymłócić łodygi kijami, wyczesać, uprząść, utkać, wybielić na słońcu, uszyć ręcznie… Śmiem twierdzić, że opowieść o chłopskiej codzienności sprzed, dajmy na to, dwustu lat, byłaby pewnie ciekawsza, bardziej egzotyczna i ważniejsza dla budowania naszej tożsamości niż tłuczony jako lektura od dziesięcioleci „Odarpi, syn Egigwy” Centkiewiczów. Jakimś cudem wiemy, że Inuici mieli dziesiątki słów na określenie śniegu, a czy wiemy, że polscy chłopi mieli ich równie dużo na określenie rodzajów zieleni czy kolorów nieba?

No właśnie! Jak budowałaś język w swojej powieści? Naszą rzeczywistość i rzeczywistość bohaterów książki dzielą wieki, więc ich sposób mówienia na pewno różnił się od naszego.

  • Nie mamy pojęcia, jak ludzie mieszkający na wsi rozmawiali dwieście lat temu i nigdy się tego nie dowiemy, do naszych czasów dotarły skrawki. Starałam się jednak pamiętać, co mogli wiedzieć, jakimi porównaniami i słowami się posługiwać ci ludzie, którzy przez całe życie nie ruszali się dalej niż 15 km od miejsca urodzenia, którzy przez całe życie widzieli pewnie mniej osób niż ja przez jeden dzień na warszawskiej ulicy. Ciągle przywoływałam tę ich perspektywę, mocno skupioną na jednym niedużym kawałku świata.

Kiedyś ludzie żyli bardziej w zgodzie z trybem natury, porami roku, zmiennymi sezonami. Czy myślisz lub czujesz, że współcześnie brakuje nam tego?

  • Mnie bardzo, dlatego jakieś dwa miesiące w roku staramy się spędzać na wsi. Tam noc jest naprawdę ciemna, niedziela leniwa, a deszcz jest błogosławieństwem. To co nazywamy w mieście piękną pogodą, tam bywa groźną suszą. Rano na trawie jest rosa, wieczorem pachnie maciejka, rano nad polem zawisa skowronek, wieczorem w olchach słychać słowiki. Wychodzę boso do ogrodu, patrzę, co wyrosło przez noc i dobrze mi, jestem bliska pulsu natury, w mieście mocno przysłoniętego betonem, światłem, zraszaczami, klaksonami. To nie idylla, wiadomo, na wsi sąsiedzi lubią puścić przy niedzieli disco polo, wiele osób wyrzuca śmieci do lasu czy nad rzeką, traktory wożące obornik na pola we wrześniu też nie są specjalnie atrakcyjne, ale coś za coś.

Czy masz w swojej powieści ulubioną postać?

  • Żeby naprawdę dobrze napisać bohatera, trzeba w nim się zakochać. Wszystkie moje postaci mnie więc fascynują, przyznam jednak, że bardzo polubiłam Kostka, dziada wędrownego, bezczelnego, dowcipnego, łakomego i potrafiącego nawiązać kontakt niemal z każdym, chciałabym taka kiedyś być, na razie mam z tego wyłącznie łakomstwo i dowcip. Kocham też Jankę i Janka, dwa duchy opiekuńcze wsi i rodziny, oni są moim hołdem oddanym Marquezowi, bardzo realni i bardzo magiczni jednocześnie.

A postać, która darzysz najmniejszą sympatią albo taką, którą najtrudniej Ci się ją pisało?

  • Wiedziałam, że nie chcę w ogóle pisać o dziedzicu ani jego rodzinie, szlachta pokazuje się więc w powieści tylko w tych rzadkich chwilach, gdy bezpośrednio wkracza w życie moich bohaterów. Dlaczego? Bo historii dziejących się w dworkach jest już w polskiej literaturze całkiem dużo, ta moja natomiast miała się dziać w chłopskiej chacie i jej okolicach. Czyli tam, skąd pochodzą przodkowie ponad 70 procent Polaków, o czym jednak nadal, jako społeczeństwo, słabo pamiętamy.

Wiemy już - i chyba możemy zdradzić - że niebawem ukaże się drugi tom „Sagi o ludziach ziemi”. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy na jego temat? Jakie wątki poruszyłaś w drugiej części?

  • Wszyscy, którzy czytali drugą część, mówią, że jest jeszcze lepsza niż pierwsza. Skupiłam się w niej na historii kolejnego pokolenia tej niezwykłej chłopskiej rodziny. Opowiadam o dwóch braciach, którzy różnią się od siebie, jak ogień i woda, jak poranek i wieczór. Janek uwielbiany przez rodziców i otoczenie, owija sobie kolejne dziewczyny dookoła palca, już się przyzwyczaił, że gdzie się pojawi, skupia na sobie całą uwagę. Michał, nieśmiały, powolny i mrukliwy, walczy o miejsce dla siebie w rodzinie i w życiu, myśli o sobie, że jest jak kret, pracowity i zupełnie niedostrzegalny. W ich relacji jest dużo zazdrości, dużo niesprawiedliwości losu i dużo niezgody na tę niesprawiedliwość, mocno więc iskrzy. Będzie też magia, miłość i śmierć, nieco wzruszeń i całkiem dużo śmiechu.
     

Anna Fryczkowska nowa książka
 

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje. 

Zdjęcie okładkowe: fot Wojtek Biały