• „Babciu, a jak było na wsi?
  • Oj dziecko, bieda była, nie ma co wspominać.”

Tak mniej więcej wyglądają rozmowy z moimi babciami i dziadkami z obu stron rodziny, pochodzącymi bez wyjątku z głębokiej wsi, mazowieckiej i kieleckiej. Dzięki komunistycznemu awansowi społecznemu cała czwórka wylądowała w Mińsku Mazowieckim i przeobraziła się w pracowników umysłowych. Odcięcie wiejskiego dziedzictwa nastąpiło dość radykalnie: owszem, moi rodzice jeździli na wakacje do swoich dziadków i wspominają kurczęta, żniwa i chleb z cukrem, ale to już zawsze było TAM, egzotyczna kraina, do której na szczęście nie ma powrotu. Ich rodzice do wsi nie mieli cienia sentymentu. I trudno się dziwić.

 

Pakiet: Chłopki / Służące Autor:Kuciel-Frydryszak Joanna

 

Jesteśmy wychowani w narracjach: jako dzieci słuchamy baśni, potem czytamy i oglądamy fabuły, zakładamy więc w jakiś sposób, że każdy potrafi opowiedzieć historię swojego życia w sposób spójny, przystępny i jako logiczną całość z początkiem, rozwinięciem i finałem. Moi dziadkowie ze wsi opierają się tym oczekiwaniom - była bieda, dziecko, chcesz ogórki z piwnicy? Bardzo długo mnie to frustrowało. Dlaczego ja nie umiem pytać? Dlaczego oni nie umieją opowiadać? Czas płynie, za kilka lat nie będzie już możliwości dowiedzieć się, jak to było po wojnie we wsi Cyganka, we wsi Nieświń. Jednak im dłużej czytam książki takie jak “Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak, tym bardziej rozumiem, że rekonstruowanie rodzinnej historii indywidualnie jest w pewnym sensie mrzonką. Moi dziadkowie nie są wychowani w kulturze opowieści o jednostkowym życiu, losie - no chyba, że byłoby to życie pana dziedzica czy dygnitarza. Nie będą umieli opowiadać, nawet przy założeniu, że mieliby na to ochotę. Być może historia zwykłych ludzi ma się najlepiej właśnie w opracowaniu profesjonalistki, która przekopała setki świadectw, wspomnień, pamiętników, archiwów, urywków i zbudowała z nich ponury pejzaż, spalony słońcem żniw lub przemoczony błotem roztopów.

 

Chłopki. Opowieść o naszych babkach Autor:Kuciel-Frydryszak Joanna

 

Czytając “Chłopki” z łatwością mogę rozwinąć babcine hasło “bieda” w szereg obrazów, które dość przerażająco uzupełniają obiegowe, niewinne wyobrażenia. Wszyscy znamy sierotkę Marysię, pastuszkę z Głodowej Wólki, i jej gąski. A co w zasadzie oznaczało pasanie gęsi na polskiej wsi, nawet znacznie późniejszej historycznie od tej, którą widziała Maria Konopnicka? Na przykład potworny ból stóp, poranionych od chodzenia boso po polu. W Polsce międzywojennej dzieci na wsi nie mają własnych butów: jeżeli idą do szkoły, wkładają te po rodzicach czy rodzeństwie, ewentualnie owijają stopy szmatami. Nauczyciele pilnują higieny, ganią uczniów i uczennice za oblepione błotem aż po łydki nogi, każą je myć w pobliskiej rzece - ale ja w zimnej wodzie doszorować popękaną do krwi skórę z wżartym w nią brudem? Jedna z bohaterek Kuciel-Frydryszak mówi, że jej babcia wspominała marznące w słabo ogrzanej zimą izbie szkolnej nogi, które podwijała pod siebie, żeby chociaż trochę je ocieplić. Można tylko dopowiedzieć sobie, ile infekcji układu moczowego i dróg rodnych przeżywały kobiety i dziewczynki o wiecznie przemarzniętych stopach, jak bardzo krzywiły się plecy od siedzenia godzinami w wymuszonych pozycjach. Czy ktoś nam o tym opowiadał? Nie bardzo. Z jednej strony - wstyd, że w XX wieku żyło się w tak koszmarnych warunkach. Z drugiej - czym był ból kręgosłupa od siedzenia w szkole w porównaniu z upiornie ciężką pracą w gospodarstwie? Czy ktoś go w ogóle zauważał? Czym były poranione od rżyska stopy w porównaniu z gwałtami, których dziewczynki doświadczały na “pasionce”, pozostawione na cały dzień w towarzystwie starszych chłopców? Jakim językiem opowiadać o tym wnuczce, pytającej nad kotletem o doświadczenia z dzieciństwa, jak tam było na wsi, babciu? No bieda, dziecko, co tu wspominać.

 

Służące do wszystkiego Autor:Kuciel-Frydryszak Joanna

 

“Chłopki” rozwijają starannie aspekty życia kobiet, które trudno pomieścić w wyobraźni. Szczęście chodzenia do szkoły, które może okazać się krótkotrwałe - pomimo wprowadzonego w 1919 roku obowiązku nauki dla dzieci od lat siedmiu do czternastu na porządku dziennym są zgłaszane przez rodziców prośby o zwolnienie córki/syna z przymusu edukacji, jeżeli w domu brakuje rąk do roboty albo na przykład zmarła matka i dziewczynka musi zająć się drobnym rodzeństwem. Uboga, głodowa dieta, o której nie śniło się szefom knajp typu “chłopskie jadło”, serwujących boczek ze smalcem i do tego solidny kotlet. Praca ponad siły w domu i na polu, gotowanie, oporządzenie inwentarza, noszenie wody, rodzenie dzieci - ponownie, to wszystko hasła, każdy może je wyrecytować, ale za każdym z nich stoi porażająco znój konkretnych osób, które na starość rzadko będą mogły usiąść na przybie i patrzeć, jak kwitnie bez. Starość na wsi też bywa okrutna, o ile się jej oczywiście dożyje. Bo matkę i ojca szanować trzeba, ale trzeba też karmić, tymczasem o każdą łyżkę jedzenia toczy się walka. Dzieciom, mężowi, teściowej, sobie? Komu, komu, bo idę do domu. Co tu wspominać.

 

Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie Autor:Kuciel-Frydryszak Joanna

 

O książkach opowiadających historię chłopów i chłopek, odzyskujących pamięć o nich i ich mało widowiskowych egzystencjach, mówi się już obecnie w kontekście mody literackiej. O nie, znowu pańszczyzna. O nie, znowu baby ze wsi. Ja jednak do tego wyrażanego gdzieniegdzie znużenia nie potrafię i nie chcę przyłożyć ręki. Bo dzięki nim moja babcia nie musi opowiadać o chodzeniu boso, może być panią z Mińska Mazowieckiego, spacerującą w klapkach na koturnie po swoim ukochanym dywanie.

Więcej artykułów znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: źródło: okładka książki „Chłopki” / materiały wydawnictwa Marginesy