Wbrew oczekiwaniom Marii de Graçy, brama do nieba była niewielka.

Bohaterka książki „apokalipsa ludzi pracy”, żeby dostać się do rajskich przestrzeni, „musiałaby się mocno pochylić, aby ją przekroczyć”. Nie była jedyną chętną. Na placu przed niebem tłum chętnych czekał potęgując chaos, a święty Piotr zirytował Marię twierdząc, że u niebiańskich bram wszyscy są równi, „nie mają zawodu i na nic im to wszystko, czego się tam wyuczyli. Wredota jedna” - pomyślała Maria, mająca nadzieję na bonusy za życie spędzone niezbyt wygodnie.

I już musiała się budzić, by wtargać na piąte piętro wyczyszczony dywan pana Ferreiry. Kim był ten starszy mężczyzna? Pracodawcą, kochankiem, dręczycielem, a może miłością życia? W życiu czasem tak bywa, że jeden człowiek łączy w sobie wiele funkcji. A może to wszystko tylko sen i żadnej miłości nie było? W końcu człowiek, który nie ma wyjścia, potrzebuje nawet najgorsze wydarzenia - przemoc i gwałt - oswoić. Jak mówi jedna z bohaterek, biedni ludzie są jak maszyny. I tak jest z Marią - w dzień pracuje jako pomoc domowa, w nocy jako płaczka pilnująca zmarłego ciała. Jest kochanką, sprzątaczką, marzycielką, przyjaciółką… O tym zapętleniu w role i funkcje jest dla mnie „apokalipsa ludzi pracy” portugalskiego pisarza, Valtera Hugo Mãe, o którym czytelnicy często piszą VHM.
 

apokalipsa ludzi pracy
 

Brawurowa, skrząca się niezwykłym językiem powieść

VHM urodził się w 1971 roku w będącej jeszcze portugalską kolonią Angoli, ale dzieciństwo spędził już w Europie. Zadebiutował w 1996 roku tradycyjnie, czyli poezją. Jednak to pisany w latach 2004-2010 cykl czterech powieści nazwany "tetralogią małej litery" (a nie „trylogią”, jak pisze w posłowiu Weronika Murek) przyniósł mu uznanie krytyków i prestiżową portugalską nagrodę imienia José Saramago. To ostatnie wydarzenie jest również ciekawe z tego powodu, że rzadko przyznaje się nagrody, których patron jeszcze żyje. Autor "Miasta ślepców" zmarł bowiem w 2010 i zdążył jeszcze o nagrodzonej powieści VHM powiedzieć, że jest to "prawdziwe literackie tsunami".

"apokalipsa ludzi pracy", która właśnie ukazała się nakładem Ossolineum i w przekładzie Michała Lipszyca, to trzecia książka z cyklu. Czytelników z pewnością zaskoczy fakt, że nie ma tu dużych liter. Ten specyficzny, i początkowo bardzo utrudniający lekturę, zabieg ma sens - autorowi chodziło o to, by wszyscy jego bohaterowie byli sobie równi choćby na poziomie fontu. Jednocześnie ujawnia tym zabiegiem jakąś specyficzną niezauważalność ludzi z klasy robotniczej, których nie dostrzega się w codziennym pędzie i omija w literaturze.

Nie myślcie jednak, że to smutna książka o smutnych ludziach. O nie! VHM, jak piszą o nim Portugalczycy, w tej brawurowej, skrzącej się niezwykłym językiem powieści, pokazuje się nam jako fantastyczny opowiadacz historii, które często są niezwykle wręcz zabawne. Rozmowy Marii i jej przyjaciółki Quitérii przypominają swoją ostrością wręcz komediowe seriale, a niejedna tragedia jest tu opisywana z dystansem. Bo, co nam pozostało? Życie jest jakie jest.

Powieść dająca odrobinę optymizmu

Czytanie "apokalipsy..." w 2023 roku jest doświadczeniem o tyle ciekawym, że jednym z wątków powieści jest los ukraińskiego emigranta, Andrija. Chłopak wyjeżdża z Ukrainy zostawiając za sobą matkę i ojca z manią prześladowczą. Sasza był przekonany, że Korosteń jest otoczony przez żołnierzy, którzy przyjechali tu, by go "ująć i poddać torturom". Jedyną misją matki na tej specyficznej wojnie było przekonywanie go, że nikogo nie zabił. Andrij w Portugalii chce zarobić pieniądze dla swojej rodziny, a przy okazji odkrywa, że nie znając języka, jest zmuszony do wyrzeczenia się emocji. To bardzo cenny zabieg VHM, dzięki któremu pokazuje, że nawet w świecie apokalipsy nie wszyscy są sobie równi.

Świetnym pomysłem VHM jest też pokazanie bohaterów i bohaterek „apokalipsy…” jako ludzi, których możemy nie lubić. Nie ma tu egzotyzacji biedy, naiwnego opisu robotnika jako kogoś może biedniejszego, ale etycznie stojącego wyżej niż bogacze. Autor jest krytyczny wobec człowieka niezależnie od jego statusu materialnego.

VHM wbrew pozorom napisał powieść dającą odrobinę optymizmu. Pokazującą, że nawet w świecie „apokalipsy ludzi pracy” ludzie dążą do przechytrzenia losu, a w walce o przetrwanie, pamiętają o życiu. Choćby było to życie przeważnie tragiczne, to jest w nim miejsce na miłość, radość, małe przyjemności, większe złośliwości. I jeśli wierzyć krytykom, że wcale nie jest to najlepsza powieść portugalskiego autora, to nie mogę się doczekać kolejnych przekładów. Mam nadzieję, że dołączycie do grona oczekujących.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam