W XXI wieku widzimy bezdyskusyjnie, że interwencje w ekosystemy pchają nas w stronę katastrofy: globalne ocieplenie, anomalie pogodowe czy pandemie to najbardziej widoczne z konsekwencji, ale Kolbert skupia się na subtelniejszych przykładach. Teza „Pod białym niebem” jest następująca: widzimy, że coś poszło bardzo źle – nie dlatego, że ruszyło nas sumienie i wzruszyliśmy się ginącymi gatunkami, ale dlatego, że „wyregulowana” przyroda w nieprzewidziany przez inżynierów sposób niszczy nam życie i nie jest zbyt trudno wyobrazić sobie, że sami zaraz wyginiemy. Dlatego myślimy (my-ludzkość) nad sposobami na odwrócenie zniszczeń. Pociąga to za sobą jeszcze więcej interwencji i ma coraz gorsze skutki. Nic nie wskazuje na to, że znajdziemy rozwiązanie. Prowadzi to do scenariusza, w którym (w długiej perspektywie) ludzkość wyginie, a przyroda będzie trwała nadal, w być może obcym dla nas kształcie, ale przecież w ewolucji nie chodzi o stałość i walory estetyczne.

Opowiadając o globalnym problemie, Kolbert skupia się na mikroskali i zjawiskach, które sama może zobaczyć, w towarzystwie badaczy i osób zaangażowanych. Na przykładzie dwóch rozdziałów - o inwazyjnych gatunkach ryb na północy Stanów i o nadchodzącej zagładzie Nowego Orleanu – postaram się wyjaśnić linię argumentacji Kolbert.

Pod białym niebem Kolbert

Cztery azjatyckie karpie

Rzeki i jeziora północy Stanów opanowały cztery ryby, sprowadzone z Chin. Hodowane najpierw eksperymentalnie, wymknęły się z wygrodzonych zbiorników, po czym, trafiając na nietknięty według ich standardów ekosystem, błyskawicznie rozprzestrzeniły się i zaczęły go niszczyć. Bardzo ciekawa jest sama historia „czterech azjatyckich karpi”: hodowane w Chinach w stawach, zawsze razem, utrzymują idealną równowagę ekologiczną: jeden gatunek zjada odpadki organiczne, jego odchody pobudzają wzrost glonów, którymi żywi się drugi karp, trzeci zjada ślimaki, które mogłyby zaszkodzić pastwiskom pierwszego, czwarty filtruje wodę, wszystko pięknie rośnie, tyje, po czym zostaje odłowione i zjedzone.

Dlaczego inwazja jest możliwa? Ponieważ ludzie uregulowali rzeki i spięli je w system naczyń połączonych, żeby poprawić jakość wody w rzece Chicago. Owszem, ścieki lepiej spływają, ale razem z nimi rozprzestrzenia się karp, po kolei dominując każdy ekosystem. Obecnie stawką jest niedopuszczenie do skolonizowania przez niego Wielkich Jezior. W tym celu rzeka jest elektryfikowana (koncepcja, która rozsadziła mi mózg) napięciem dopasowanym tak, żeby porazić karpie, ale nie zabić mniejszych stworzeń, nie szkodzić ludziom ani żegludze. Jakie będą konsekwencje tego pomysłu? Tego nie wie nikt, ale inwazja karpia, oprócz tego, że kiepska dla natury, odbiera ludziom pracę, bo nie ma już czego łowić i przetwarzać. Próby przekonania Amerykanów, że ościsty karp jest pyszny, odnoszą na razie niewielki skutek. Odłowione karpie przerabiane są na nawóz.

Znikająca ziemia Nowego Orleanu

Drugi rozdział skupia się wokół Nowego Orleanu, i to dosłownie. Kolbert patrzy na znikającą ziemię. Przez tysiące lat były to tereny zalewowe, znajdujące się w depresji, kształtowane przez powodzie i nanoszone przez nie osady. Oczywiście powodzie były bardzo nie na rękę rozrastającemu się osadnictwu, podjęto więc próby regulacji rzek. System tam i pomp „osuszył” Nowy Orlean i okolice, ale po pierwsze, odciągnął też osady, po drugie, nowe nie napływają, a istniejące i tak są zmywane. Ziemia znika w przerażającym tempie, całe społeczności muszą przenosić się na nowe tereny, których brakuje. Nowe rozwiązania technologiczne nie rozwiązują problemu, są za to niewyobrażalnie kosztowne. Do tego dochodzą kwestie klasowe i rasowe. Które domy warto ratować, a które mogą zostać zalane i pochłonięte przez bagniste rozlewisko? Jak to przeliczyć?

Przejrzystość i logika

Olbrzymimi zaletami narracji Kolbert jest przejrzystość i niezbijalna logika. Jednocześnie „Pod białym niebem” to nie jest suchy wykład wzmocniony liczbami, bo w każde z opisywanych miejsc autorka udaje się osobiście i rozmawia z szerokim gronem osób zaangażowanych w problem. Jednocześnie – co rzadkie i godne pochwały – nie promuje w żaden sposób siebie. Elizabeth Kolbert Jest w tych rozmowach i podróżach tak przezroczysta, jak to tylko możliwe.

Świetna, przerażająca książka. Mam nadzieję, że na jej fali zostanie przypomniane równie znakomite „Szóste wymieranie” tej samej autorki , wydane kilka lat temu przez W.A.B.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.