hooks pisze, że po dwóch dekadach wiary w wolną miłość (która oczywiście była bardziej teoretycznym konceptem niż praktyką i bardziej skupiała się na męskich fantazjach o seksualnej swobodzie niż bezpieczeństwie kobiet) nastąpił zwrot ku cynicznemu, skrajnie indywidualistycznemu postrzeganiu miłości. Konsensus jest taki, że miłości nie ma, wszystko to seks i kontrakt ekonomiczny. Jeżeli już w ogóle można o niej mówić, to nie da się określić, czym jest, bo każdy przeżywa ją subiektywnie, a relacje międzyludzkie nie poddają się definicjom. Autorka twierdzi, że nic bardziej błędnego i zamykanie dyskusji na ten temat szkodzi nam wszystkim, bo nie mamy języka prowadzącego do wytworzenia osobistej, a następnie zbiorowej refleksji. W następstwie pozbawiamy się olbrzymiego fragmentu emocjonalnego życia, do którego tym niemiej tęsknimy.

 

Wszystko o miłości. Nowe wizje

 

Autorka proponuje wyjście od następującej definicji, pochodzącej z „Drogi rzadziej przemierzanej”, kultowej książki samopomocowej z lat 80.

„Miłość to wola rozszerzenia własnego >ja< w celu pielęgnowania własnego lub cudzego rozwoju duchowego. Miłość poznajemy po jej owocach. Jest aktem woli – czyli zarówno intencją, jak i działaniem. Wola implikuje również wybór. Nie musimy kochać. Postanawiamy, że będziemy kochali”.

Dla hooks ważne jest podkreślenie, że miłość to nie jest uczucie a działanie. Mylimy z nią najczęściej kateksję, czyli emocjonalne zaangażowanie w obiekt, który – jak nam się wydaje – gotowy będzie spełnić nasze pragnienie kochania i bycia kochanym. Nie umiemy też odróżniać i segregować emocji oraz uczuć, szczególnie jeżeli wychowaliśmy się w pozbawionych miłości, dysfunkcyjnych rodzinach (autorka zaznacza, że „dysfunkcyjny” opisuje sposób działania – czy raczej niedziałania – rodziny, ale jest kategorią poznawczą, a nie określeniem pejoratywnym, chociaż tak najczęściej to słowo interpretujemy). W domu rodzinnym mogliśmy zaznawać opieki oraz troski, ale to nie znaczy, że była tam miłość, która wyklucza współistnienie jakiejkolwiek formy przemocy i zaniedbań, fizycznych czy emocjonalnych.

Następnie hooks rozbiera definicję na poszczególne elementy, pisząc o tym, na czym polegają uczciwość, troska, szczerość – nie ma sensu tutaj tego streszczać, bo książka jest niedługa i byłoby to zbędne parafrazowanie. Wywód został znakomicie skomponowany – odwołujący się do osobistych doświadczeń, wykładów oraz publikacji psycholożek, feministek, pisarek. Duży nacisk położono naturalnie na role płciowe, do których jesteśmy socjalizowani. Mężczyzna mówiący o miłości jest męski i ciekawy, chcemy go słuchać. Kobieta mówiąca o miłości to śmieszna fantastka, eskapistka, niedojrzała emocjonalnie osoba. Mężczyźni mówią najczęściej o doświadczeniu otrzymywania miłości, kobiety o jej braku. Kobiety wychowywane są do miękkich kłamstw oraz manipulowania, żeby podobać się mężczyznom i zadowalać ich oczekiwania, zanim oni sami będą w stanie je sprecyzować.

Obie płcie udają, bo tego się je uczy: mężczyźni grają siłę, kobiety bezradność. Prawdziwy mężczyzna kłamie,  nagina zasady, bo taki jest paradygmat siły. Bycie szczerym czy otwartym to słabość, przynależna kobietom. Ale bez niej żyjemy w labiryncie projekcji, z którego nie sposób się wydostać. Przełamując konwencję płci, odrzucając grę w uwodzenie, narażamy się wprawdzie na lęk przed odrzuceniem naszych prawdziwych osobowości i na ból, który bez wątpienia nas nie ominie – ale jesteśmy prawdziwi, spójni, żyjemy w pełnym spektrum doświadczeń, uczymy się je integrować.

Przepisałam pół książki do notesu i będę do tych cytatów wracała. „Wszystko o miłości” ma podwójny urok: przemawia jednocześnie do intelektu oraz do emocji. Czytam i widzę, że linia wywodu się zgadza, a jednocześnie rysuję markerem wykrzykniki w notesie, czując, że tak dokładnie wszystko powinno wyglądać. Nie ma co sobie zawracać głowy relacjami rażąco odbiegającymi od definicji miłości z książki hooks.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Przekład: Karolina Iwaszkiewicz

*bell hooks to pseudonim autorki Glorii Jean Watkins, pisze się go małymi literami.