Autorka: Olga Kowalska Wielki Buk

W „Zmorze” Roberta Małeckiego dziennikarka powraca do najgorszych chwil swojego dzieciństwa. W „Siostrach” Daisy Johnson nastolatka próbuje zapomnieć koszmar ostatnich miesięcy. W „Terapeutce” B.A. Paris młoda mężatka spełnia marzenie o wspaniałym domu z ukochanym, lecz znajduję w nim tajemnicę innej kobiety. . Każdy z tych thrillerów jest inny, żadnego nie sposób zapomnieć.

„Zmora” Robert Małecki. Thriller kryminalny

„Zaginięcie dziecka wydaje się czymś zupełnie nienaturalnym. Nieprawdopodobnym. I po prostu... (...) Cholera, to jest zwyczajnie przerażające”.

Kto miał już szansę sięgnąć po twórczość Roberta Małeckiego, ten z pewnością dostrzegł pewną prawidłowość, a mianowicie – swoisty chłód, który przenika zarówno bohaterów, jak i czytelnika, bez względu na pogodę za oknem. Powietrze może u niego drgać od upału, może być środek lata i pozornie lekka atmosfera wakacji, a jednak... W tle coś buzuje, coś sączy się, jak mgła, która ni stąd ni zowąd przychodzi z jeziora, by spowić woalem rozchichotane moment wcześniej plaże, uciszyć śpiew ptaków... Ten chłód uderzył także tamtego lata w bohaterów „Zmory”, by zmienić ich życie na zawsze.

Zmora, Robert Małecki

Jak kamień w wodę

To byłyby wakacje takie jak co roku – działka, rzeka, chłopaki z sąsiedztwa. Rodzice przy grillu, uśmiech, radość – ot, idylliczne momenty dzieciństwa. Na tym obrazku pojawia się jednak niechciana skaza, a wspomnienia przecina ciemna smuga. Tamtego lata bowiem zaginął siedmioletni Piotrek. Zniknął. Rozpłynął w powietrzu. Przepadł jak w kamień w wodę. Nie ma go. Zostały niedopowiedzenia, cienie, puste miejsca – przestrzenie braku, który trzeba czymś wypełnić. Był rok 1986, ale Kama – wtedy mała dziewczynka, dziś dojrzała kobieta – przeżywa tamto lato wciąż od nowa. Duch Piotrka podążył za nią w dorosłość.

Zniszczona niewinność, rozbite iluzje szczęśliwości, zaginięcie dziecka, brak ciała, brak zbrodni to tematy, które powracają w dreszczowcach Roberta Małeckiego jak bumerang. I te milczące twarze. Nikt nic nie wie, wszyscy trzymają języki za zębami. W powietrzu dźwięczy cisza zmowy milczenia.

Pośród demonów dzieciństwa

Robert Małecki po raz kolejny udowadnia, że w tajemnicach przeszłości kryją się odpowiedzi na najbardziej dręczące pytania. W cudzych historiach, w dramatach rodzinnych i małżeńskich sekretach leży klucz do zagadki. Trzeba go tylko odnaleźć i odkryć prawdziwe znaczenie śladów przeszłości. Jednak to, co wyczołga się na powierzchnię, może wcale nie przynieść ukojenia, lecz dręczyć ze zdwojoną siłą. Jak tytułowa zmora właśnie.

Zmora, która przeszła do języka potocznego tak dawno temu, że pewnie niewielu pamięta, że jej korzeni należy szukać pośród wierzeń słowiańskich i nordyckich. Zwana również marą była jednym z demonów nocy, duszą zmarłego, która przychodziła we śnie, by wyssać krew śniącego. Terroryzująca istota odbierała siły witalne swoim ofiarom, a wraz z nimi – chęć do życia. Chciałoby się dodać: sen mara, Bóg wiara, ale u Małeckiego boskiego wsparcia brak. Brak również nadprzyrodzonych istot, bo te już dawno przekształciły się w metafory. Jest natomiast koszmar przeszłości, podświadoma, wyparta pewność obecności zła. Zła, którego nie sposób już odwrócić.

Po „Żałobnicy” nie spodziewałam się niczego innego. „Zmora” dręczy czytelnika, wymusza bezsenne noce. Tego dreszczowca nie sposób odłożyć ani nie myśleć o nim, gdy lektura dobiegnie końca.

„Siostry” Daisy Johnson. Thriller gotycki

„Wydaje mi się, że gdybym się dostatecznie postarała, mogłabym poprzez dłoń September usłyszeć powolny ruch jej myśli, chichot słów”.

 

Czy bliskość może być aż za bliska, a miłość może za intensywna? Czy siostrzane uczucie może jak bluszcz oplatać, zgniatać, dusić? Daisy Johnson penetruje zakamarki dusz dorastających dziewcząt. Zagląda za kotarę rodzinnych tajemnic i bierze pod lupę bolesny związek dwóch sióstr i ich matki. Odsłania przeszłość, z którą muszą się zmierzyć bohaterki.

Siostry, Daisy Johnson

Potrzeba ucieczki

Dawno, dawno temu, gdzieś na brytyjskim wybrzeżu stał dom. Dom samotny i opuszczony...

Po docenionej przez krytyków i czytelników „Pod powierzchnią” Daisy Johnson znów snuje współczesną baśń. Do domu na wybrzeżu przyjeżdża matka z dwiema córeczkami. Zniszczone, milczące, odrętwiałe – nie zamieniają ze sobą niemal żadnego słowa, tylko jakieś hasła, polecenia, nic więcej. Coś się wydarzyło. Całkiem niedawno stało się coś nieodwracalnego, z czym żadna z nich nie potrafi sobie poradzić. Uciekły i tutaj próbują odnaleźć azyl.

Podglądamy trudne relacje bohaterek. Matka oddala się, natomiast dziewczynki łączy zaskakująca intymność, bliskość, siostrzane przywiązanie, które trudno aż opisać słowami. Zdają się bowiem oddychać jedną parą płuc, mieć jedno serce, jeden umysł. Iskrzy między nimi jednak niepokojąca niedopowiedziana rywalizacja – walka o wpływ i o władzę.

Wkrótce to, co odkrywa czytelnik, okazuje się nad wyraz dziwne i… mroczne.

Między słowami

Z latami dorastania wiąże się ból istnienia, niemoc wykreowania samych siebie na niedościgłe podobieństwo obrazów z wyobraźni. Przez większość czasu wcale nie jest łatwo. Zawsze coś się dzieje, świat wiruje, pędzi przed siebie. Bywają lepsze i gorsze dni, jak to w życiu, ale kiedy ma się naście lat, wszystko wydaje się po prostu mocniejsze, intensywniejsze. Radość jest aż wszechmocna, chaotyczna, a miłość oszalała wśród chmur wirujących hormonów. Z kolei rozpacz? Tak dogłębna, tak nieszczęśliwa w swoim smutku, że można wylać morze łez, przepłakać dziesiątki nocy, a czasami wydaje się, że ona nigdy się nie skończy. We dwoje jest łatwiej, w końcu jest ktoś, kto rozumie, kto wspiera, kto nawet jeśli nienawidzi, to tylko przez chwilę, by za moment znów otoczyć ramieniem, ale też... Opleść? Zdusić?

O „Siostrach” można pisać jedynie enigmatycznie, tak, by podrzucić okruszki, skusić – nie można jednak zdradzić nic więcej, bo ta gotycka, mglista, eteryczna niemal opowieść przypomina nieco klasyczne powieści Shirley Jackson. Tak jak tamta mistrzyni grozy, tak i Daisy Johnson buduje obrazy dwuznaczne, rozmyte, baśniowe. Emocje sięgają tutaj zenitu, brzęczą i elektryzują. Każde słowo ma głębszy sens. W każdym zakamarku zdania ukrywa się wyjaśnienie. To czytelnik musi patrzeć uważnie, czytać między słowami, przybliżać się i oddalać. Nie ufać do końca, ale spróbować zrozumieć. I usłyszeć to, co w „Siostrach” wybrzmiewa od pierwszej strony, od pierwszego zdania.

Warto.

„Terapeutka” B.A. Paris. Thriller psychologiczny

„Opadają mnie najdziwniejsze uczucia; mam wrażenie, że zaraz stanie się coś, co mi się nie spodoba.”

Twórczość bestsellerowej autorki dreszczowców B.A Paris miewa swoje wzloty i upadki. Jedni ją uwielbiają, inni raczej unikają, ale jedno pozostaje pewne – ta brytyjska autorka potrafi tworzyć historie, w których niby nic specjalnego się nie dzieje, a jednak... Emocje buzują, coś gotuje się i iskrzy, czekając tylko, by wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Tak było w debiutanckiej, sprzedanej w milionach egzemplarzy „Za zamkniętymi drzwiami”. Tak jest też w najnowszej powieści Paris – „Terapeutka”. Spodziewajcie się niespodziewanego!

Terapeutka B.A. Paris

Pozory spełnionego snu

W świat „Terapeutki” zanurzamy się z prawdziwą przyjemnością. W końcu cóż milszego ponad niewielki, zamknięty świat ekskluzywnego osiedla, który zdaje się być spełnionym snem dla każdego, kto szuka bezpiecznej przystani? Nic bardziej mylnego! B.A. Paris jest znana z tego, że w punkcie wyjścia tajemnice zamiata pod dywan i ukrywa za pieczołowicie ćwiczonymi uśmiechami swoich bohaterów. I tak obserwujemy młodą parę – Alice i Leo wprowadzają się do jednego z dwunastu domów jednorodzinnych w podmiejskiej dzielnicy Londynu.

Wkrótce mnożą się pytania. Czemu ten dom stał tak długo opuszczony? Skąd jego niezwykle przystępna cena? Dlaczego wszyscy wokół patrzą na nich, jakby byli świadomi czegoś, co umknęło samej parze? Czy Leo ma coś do ukrycia przed swoją partnerką? Zza drzwi sypialni wychyla się tajemnica.

Duszna atmosfera osaczenia

Ach, ta sypialnia! Tu właśnie, pośród domowych pieleszy, rozbebeszonych kołder i rozrzuconych poduszek rozgrywają się u Paris dramaty. Koszmary, przemoc, samotność, rozpacz... Krzyk w ciemności. W „Terapeutce” cztery ściany sypialni stają się świadkami przerażającej zbrodni, która – chociaż rozwiązana i zamknięta – wciąż drąży umysły ciekawskich. Coś musi w tym przecież być!

Z każdym kolejnym domysłem, z każdym niedopowiedzeniem atmosfera wokół bohaterów gęstnieje, a maski po kolei opadają. Robi się duszno, klaustrofobicznie, a dom, który miał być azylem nagle staje się pułapką, klatką, miejscem, z którego trzeba uciekać, a nie wracać jak do bezpiecznej przystani.

Chociaż B.A. Paris w „Terapeutce” nie stworzyła niczego nowego, to wciąż po mistrzowsku dawkuje napięcie, zanurza nas w świat domysłów, wymysłów i iluzji. Świat jakże fascynujący dla każdego miłośnika dreszczowców!

To jak, którą książkę zaczniecie czytać dziś wieczór? Więcej czytelniczych inspiracji znajdziecie w pasji Czytam.