Jeśli komuś z was głośne czytanie kojarzy się z czasami dzieciństwa i bajkami na dobranoc, to… jest to bardzo dobry kierunek. Osobiście niezmiernie miło wspominam momenty, w których rodzice lub dziadkowie sięgali po książkę, by ukołysać mnie opowieścią. Taka czytanka gwarantowała mi wspaniałe sny i sprawiała, że w późniejszym wieku chciałam samodzielnie przebrnąć przez rozdział lub dwa do poduszki. Teraz jako osoba dorosła nadal przepadam za słuchaniem opowiadań, a jeśli w roli lektora występuje ktoś mi bliski, cieszę tą chwilą jakbym znowu była małą dziewczynką. I to nawet w przypadku lektur nieco poważniejszych, niż te dobranockowe.

Czym kierowałam się podczas wyboru niniejszych książek? Każda z nich pojawiła się w moim życiu na innym etapie i miałam wtedy wrażenie, że nie bez powodu. Myślę, że przeczytanie ich na głos w Ogólnopolski Dzień Głośnego Czytania sprawi wam wiele przyjemności i satysfakcji.

„Mikołajek” – Rene Goscinny, Jean-Jacques Sempe

Serię o przygodach Mikołajka, Joachima, Euzebiusza, Maksencjusza, Alcesta i Ananiasza poznałam jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Jedna z opiekunek na świetlicy czytała ją dzieciom czekającym na rodziców po zajęciach. Robiła to z tak wielkim zaangażowaniem i pasją, że bez trudu po wielu latach umiem przywołać z pamięci jej obraz oraz barwę głosu. Myślę, że za sukcesem tych literackich wieczorków stało coś więcej niż tylko talent pedagożki. „Mikołajek” to antologia o niezwykle wdzięcznym charakterze. Bohaterowie oraz ich szkolne przygody pozwalają młodemu czytelnikowi oswoić się z wieloma lękami, wyzwaniami i emocjami. Poza tym są wspaniałą inspiracją do wymyślania psot i okazją do przyjrzenia się szerokiemu spektrum relacji: z rówieśnikami, rodzicami czy nauczycielami. Wypróbowałam prozę Sempego i Goscinnego na swoim młodszym rodzeństwie. Zadziałała na nich tak samo jak na mnie – byli zachwyceni, chociaż teraz zdarza się im naszego tatę nazywać Rosołem.

 

„Mikołajek” Rene Goscinny  Jean-Jacques Sempe

 

Czasami zastanawiam się, czy to doświadczenie słuchania o przygodach tytułowego „Mikołajka”wywarło podobny wpływ na pozostałych uczestników. Jedno jest pewne – stało się przyczynkiem do powstania w mojej głowie pomysłu na niniejszy artykuł. Niech będzie on zatem osobistym hołdem dla wychowawczyni i inspiracją dla was, bo wydawnictw, które warto czytać głośno dzieciom i nie tylko jest znacznie więcej.

„Mały Książę” – Antoine de Saint-Exupery

O tym, że „Mały Książę” jest lekturą uniwersalną, przekonać mógł się każdy, kto poznał ją jako osoba dorosła. Mądrość zawarta w, pozornie, prostych historiach powinna być zrozumiała zarówno dla młodszych, jak istarszych czytelników. Relacje tytułowego bohatera z napotkanymi postaciami stanowią przecież odbicie tych, z którymi będziemy się mierzyć naprawdę i to przez całe życie. A jak się do tego lepiej przygotować, będąc dzieckiem, jeśli nie przepracować wraz z wrażliwym rówieśnikiem z kart przepięknej powiastki? Z kolei ci już całkiem dojrzali mogą przejrzeć się w lustrze postaw, przywołanych przez Saint-Exupery’ego. A spektrum jest niezwykle szerokie, chociaż bywa gorzkie.

 

„Mały Książę”  Antoine de Saint-Exupery

 

Czytanie tej książki na głos może pozwolić wybrzmieć wszystkim najważniejszym kwestiom, które autor poruszył. Ponadto warto docenić także język, powieści – jest łatwy do przyswojenia, łagodny i baśniowy.

„Ulisses” – James Joyce

A jeśli o magii języka mowa – w tym zestawieniu nie może zabraknąć pozycji, która stanowi wyzwanie dla czytelnika nawet podczas cichej lektury. Chociaż strumień świadomości podmiotu lirycznego nie jestklasycznym, szkolnym łamańcem językowym, z pewnością zaskoczy nas przy próbie wypowiadania kolejnych zdań na głos. Opowieści o przechadzce Stefana Dedalusa po Dublinie daleko do pamiętnikowego zapisu wydarzeń. Dziś nazwalibyśmy ten tekst relacją na żywo, bo wraz z osobliwym narratorem nie tylko przemierzamy ulice miasta, ale także poznajemy jego przemyślenia, napotykamy nietuzinkowe postacie i zanurzamy się we wspomnieniach.

 

„Ulisses”  James Joyce

 

Ciekawym zadaniem jest próba czytania „Ulissesa” z założeniem, że to nasz własny monolog. Nadając poszczególnym zdaniom barwy swojego głosu, możemy osiągnąć przedziwny efekt. W końcu sposób rozumowania na co dzień wygląda właśnie jak na kartach powieści Joyce’a – to niepohamowany ciąg myśli i refleksji. Być może zmierzenie się z tak skonstruowanym tekstem pomoże nam bardziej świadomie podchodzić do formułowania wypowiedzi – nawet tych wewnętrznych.

„Tango” – Sławomir Mrożek

A gdyby tak w Ogólnopolski Dzień Głośnego Czytania wziąć na warsztat tekst kultury przeznaczony do odegrania na scenie? Czytanie dzieła literatury z podziałem na role to aktywność, której zwykle oddają się aktorzy, ale nikt przecież nie powiedział, że i wy nie możecie spróbować swoich sił. Zaproście znajomych, podzielcie między siebie kwestie, rozgrzejcie nieco aparat mowy, a jeszcze odkryjecie w sobie zamiłowanie do grania!

 

„Tango”  Sławomir Mrożek

 

„Tango” Mrożka jest według mnie idealnym tytułem do takiego czytelniczego eksperymentu. Występuje w nim aż siedem postaci, a każda ma w sobie coś wyjątkowego. Dramat rodzinny, który przyjdzie wam odegrać, będzie odzwierciedleniem odwiecznego konfliktu międzypokoleniowego. Z tą różnicą, że to przedstawiciel młodszej generacji stanie do walki o wartości, tradycję i zachowanie porządku moralnego, chociaż jego knowania trudno nazwać etycznymi.

„Rzeczy, których nie wyrzuciłem” – Marcin Wicha

Godzenie się ze stratą bliskiej osoby jest tematem trudny. Podejmują go twórcy rozmaitych dziedzin z bardzo różnych powodów. Dla jednych to podróż przez własne wspomnienia i refleksje, dla innych próba oswojenia samego zjawiska śmierci. Są też tacy, którzy z żałoby tworzą metaforę i posługują się nią do opisania stanów emocjonalnych swoich bohaterów. Marcin Wicha w swojej książce „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” rozłożył temat radzenia sobie z odejściem na trzy etapy i w każdym z nich słychać echa wspomnianych wyżej zabiegów. Jego tryptyk prowadzi czytelnika przez najbardziej prozaiczne rejony pożegnania. Od tytułowych rzeczy, przez ludzi pogrążonych w rozpaczy, po niezwykle rzeczowe obrazy umierania. Autor snuje swoją opowieść w sposób niemalże beznamiętny, prosty, ilustracyjny. To jednak sprawia, że czytelnik łatwo odkodowuje cały ładunek emocjonalny.

 

„Rzeczy, których nie wyrzuciłem”  Marcin Wicha

 

Czytanie na głos niniejszego dzieła nie będzie proste, ale może okazać się doświadczeniem uwrażliwiającym i uświadamiającym. Pozwoli odnaleźć w sobie pokłady empatii dla tych, który mierzą się z bólem po stracie i być może ułatwi uporządkowanie rzeczy, które tak trudno jest wyrzucić przez wzgląd na wspomnienia po ich właścicielach.

„Złodziejka książek” – Markus Zusak

Na konieczestawienia zaproponuję tytuł, który jest według mnie listem miłosnym do tych, którzy w czytaniu odnajdują spokój, ukojenie i możliwość uczenia się. Podarowanie własnego głosu bohaterce powieści, czyli Liesel Meminger to okazja do spojrzenia na świat oczami dziecka odkrywającego moc drzemiącą w książkach. Mimo wojny, utraty najbliższych i życia w strachu dziewczynka stara się ona zrozumieć otaczający ją świat i bacznie przygląda się społeczeństwu.

 

„Złodziejka książek”  Markus Zusak

 

Narratorem powieści jest śmierć. Tak nieuchronna i straszna, co… zapracowana. Zwłaszcza w okresie II Wojny Światowej. Mimo osobliwego przewodnika czytelnik nie powinien odczuwać dyskomfortu czy niepokoju. Zusak nie stara się tkać w swojej powieści suspensu, nie zaskakuje nagłymi zwrotami akcji czy dawaniem złudnych nadziei. Czytając „Złodziejkę książek” na głos możemy zyskać poczucie, że oto stajemy się uczestnikami wydarzeń i sami prowadzimy protagonistkę ku losowi przez mniej lub bardziej szczęśliwe wydarzenia.

Po więcej inspiracji czytelniczych oraz wieści ze świata literatury zapraszam do działu Czytam.