Nieczęsta to sytuacja, kiedy pisarz staje się bohaterem skandalu seksualnego. Zdarza się to celebrytom, przedstawicielom show biznesu, a nawet politykom, by nie szukać daleko. Tymczasem niechciana sława dotknęła francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Część czytelników być może pamięta wypuszczony wiosną do social mediów trailer zapowiadający film erotyczny, w którym autor „Unicestwienia” i „Serotoniny” całuje się w hotelowym łóżku z młodą kobietą, która zdecydowanie nie jest jego żoną. Zwiastun miał dawać przedsmak czegoś większego, co miałoby być swego rodzaju powtórzeniem motywu „W łóżku ze znanym człowiekiem” (parafrazując tytuł „W łóżku z Madonną”). Tyle że tym razem chodzi o ocierającego się często o skandale prasowe, niepoprawnego pisarza, autora wielu kontrowersyjnych wypowiedzi.

Na razie wygląda na to, że do oremiery nie dojdzie, choć według ostatnich doniesień prasowych sąd w Amsterdamie (gdzie Houllebecq podpisał umowę dotyczącą kręcenia kolejnych scen filmu z jego twórcami, czyli artystycznym kolektywem KIRAC) skłania się ku zgodzie na to, żeby wspomniany film, pod różnymi obostrzeniami, ujrzał jednak światło dzienne. Problem polega na tym, że po pierwsze nie chodzi o zwykły film artystyczny czy dokumentalny ale pornograficzny. Po drugie kolektyw KIRAC (anagram pochodzi od słów Keeping It Real Art Critics), a właściwie stojący za nim Stefan Ruitenbeek i Kate Sinha, uchodzą za twórców bardzo kontrowersyjnych. Po trzecie w centrum stoi obiektywnie uznany za swoje literackie dokonania autor, którego wizerunek w jednoznacznych scenach chcą upublicznić.
 

Kilka miesięcy mojego życia
 

Wojna nerwów

Jak do tego doszło, że kontrowersyjny pisarz znalazł się w tak nietypowym projekcie filmowym, dowiadujemy się z książki samego Houllebecqa. "Kilka miesięcy mojego życia" powstało na wiosnę 2023 roku, a wydano jąe zaledwie dwa miesiące potem. Ktoś powie: szybko. Zgadza się, bo pisarz podszedł do napisania tej krótkiej osobistej historii z werwą, z jaką zwykle siada krytyk literacki by popastwić się nad cudzą grafomanią. Jak rozumiem, do wydania tej historii zmusiło go życie, gdyż jak twierdzi, nikt nie chce mu użyczać łamów gazet, jego słowa są przekręcane w wywiadach. A nawet jeśli nie przekręcane, to po kilkumiesięcznym namyśle pisarz ująłby rzecz inaczej, z prośbą, by wywiad wznowić, na co wydawcy jakoś się nie zgadzają.

Pokrótce całą sprawę można przedstawić tak: Houllebecq nigdy nie krył się ze swoim upodobaniem do erotycznych podróży, które odbywał za przyzwoleniem żony. A gdy okazało się, że nie uda mu się wyjechać na spotkanie autorskie do Maroka (bał się ataku z powodu swoich kontrowersyjnych wypowiedzi dotyczących islamu), gdzie do takich miłosnych spotkań miało dojść, trafił do niego wspomniany Stefan Ruitenbeek, proponując mu towarzystwo młodych pięknych kobiet w Amsterdamie, w zamian za możliwość nakręcenia scen łóżkowych z pisarzem. I Houellebecq się na to zgodził, a potem zobaczył wspomniany trailer i uznał, że został postawiony w niekorzystnym dla siebie – i swojej żony – świetle. Od tamtej pory, to jest do października 2022 roku, trwa wojna nerwów między pisarzem a kolektywem KIRAC.

Sam Houllebecq twierdzi w książce, że czarne chmury zbierały się nad nim od dawna: od niezasłużonych oskarżeń o rasizm (sięga w tym celu po przykłady swoich wypowiedzi i niezrozumenia po stronie dziennikarzy aż dwadzieścia lat wstecz) i islamofobię. Cierpliwie przy tym tłumaczy niedorzeczność tego typu stwierdzeń i wyjaśnia zawiłości i podwójne sensy własnych prasowych wypowiedzi. Z jego historii wyłania się autor, który nie do końca panuje nad tym, co świat robi z jego słowami. I który nie panuje nad własnym wizerunkiem, a w związku z tym podatny jest na manipulację osób pokroju holenderskiego duetu artystycznego. Jednocześnie przy okazji wylewnie opowiada o swoich preferencjach seksualnych. Tak, "Kilka miesięcy mojego życia" nie jest przeznaczona dla czytelników poniżej 18 roku życia. Houellebecq nie przebiera w eufemizmach przy opisach momentów które robią lub nie robią na nim wrażenia, gdy mowa o pornografii. Czy autor przekonuje czytelnika swoim wywodem, czy można uznać, że unika przyznania się, że narcyzm i próżność zwabiły go na manowce – niech każdy rozważy we własnym sumieniu.


Zainteresował cię temat? Sprawdź inne nasze teksty:


Historia osobista 

Z jednej strony – jak wynika z „Kilku miesięcy mojego życia” – metody jakimi posługuje się kolektyw KIRAC nie są transparentne, podobnie jak ich intencje i obietnice. Houllebecq twierdzi na przykład, że reżyser filmu przyszedł do niego z butelką wina, którym ten popił leki uspokajające i wówczas dał mu do podpisania felerną umowę, w której pisarz wyrazić miał zgodę na kontynuację projektu i pokazanie swojego wizerunku. Gdy dodam do tego niejasne tłumaczenie, że Houllebecq przyjął zaproszenie do Amsterdamu, bo lubi podróżować pociągami, cała historia zaczyna się rozpadać.

Z drugiej – KIRAC ma wiele za uszami, czego dowiadujemy się nie tyle z pełnej nienawistnych porównań historii osobistej Houllebecqa (reżysera nazywa Karaluchem, a aktorki, które miały odgrywać z nim role łóżkowe – Maciorą i Gęsią, zaś żonę Ruitenbeeka – Żmiją), ile z artykułów w prasie zagranicznej, które podważają nie tylko artystyczną jakość prac KIRACA, ile wskazują na przykładu nadużyć i stosowania różnych środków przemocy. Dość, że autor „Możliwości wyspy” nie jest jedynym, który z nimi wojuje.

Dla mnie "KIlka miesięcy z mojego życia" to ciekawy przykład historii pisarza, który cierpi, bo po raz pierwszy znalazł się na ustach wszystkich, ale nie na własnych zasadach. I intrygująca sytuacja, gdy otwarty na niuanse języka, wolność słowa i ekspresji w ogóle twórca z zamierza na każdej drodze – sądowej i literackiej – doprowadzić do ocenzurowania twórczości na swój temat. 

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam

Zdjęcie okładkowe: Michel Houellebecq / materiały promocyjne wydawnictwa W.A.B.