Za sprawą Barbary Słomki polski rynek wydawniczy został wzbogacony o twórczość bardzo popularnych w Japonii autorów. Co za tym idzie, mogliśmy lepiej poznać czytelnicze gusta Japończyków i przekonać się, jak przedstawiciele tego narodu portretują swój kraj.

Mai Mochizuki w książce „Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” opisała współczesne oblicze Japonii. Jej bohaterowie to zwykli ludzie, którzy mierzą się z codziennością, wyzwaniami zawodowymi czy smutną przeszłością. Próbują definiować siebie na nowo, a z pomocą przychodzi im personel pewnej tajemniczej kawiarni. Lokal pojawia się na ich drodze w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebują i gdy na niebie wschodzi księżyc w pełni. Żeby jeszcze podsycić aurę magii, kawa oraz desery serwowane są przez… koty, które w Japonii uznaje się za symbol szczęścia. Relacje między gośćmi kawiarni a jej obsługą są niezwykle głębokie – mają na celu zmianę sposobu myślenia protagonistów, otwarcie się na swoje potrzeby, samoakceptację. Lektura „Kawiarni pod Pełnym Księżycem” skłania do refleksji, koi.

 

Nowości ksiązkowe 2024 Kawiarnia pod pełnym księżycem

 

Czy właśnie taka jest japońska literatura? Okazuje się, że w dużej mierze tak. Przykładem może być „Fruwająca dusza” Yōko Tawady. Poznajemy w niej historię Risui – dziewczyna trafiła do żeńskiej szkoły, by zgłębiać tajniki mistycznej Księgi. W placówce panują surowe zasady, ale młoda adeptka z czasem zaczyna się przeciw nim buntować. Oniryczny klimat, magia, erotyzm, igranie z japońską tradycją i dystans w relacji z własną kulturą – pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą odkryć niepokorną Japonię.

Drugą twórczynią, jaką według Barbary Słomki warto poznać, jest Hiromi Kawakami. Jej książka „Manazuru” to także historia emanacji sił magicznych, a przy okazji ciekawy portret rodzinnej relacji. Tęsknota za bliskimi, balans na granicy jawy i snu, studiowanie introwertycznej natury bohaterki, czyli Kei, stanowią trzon opowieści. Jeśli do tej pory kojarzyliście poezję japońską z krótkimi haiku, to czeka was prawdziwa uczta – język, jakim operuje Kawakami (i który wspaniale oddała Barbara Słomka) pełen jest czytelnych metafor, obrazowych elementów oraz spokoju.

 

 

Rozmowa z Barbarą Słomką:

Pamięta pani swoją pierwszą podróż do Japonii?

  • Tak, to było jeszcze na studiach. Udało mi się wygrać konkurs organizowany przez japońską ambasadę. Nagrodą był dwutygodniowy pobyt ufundowany przez The Japan Foundation, w ramach którego wysłuchaliśmy wykładów na temat języka i kultury japońskiej oraz odbyliśmy czterodniową wycieczkę do Kioto i Nary. Mnie udało się zostać w Tokio na kolejne dwa tygodnie. Chodziłam wtedy po muzeach i antykwariatach, jednak nie mogłam sobie pozwolić na duże zakupy (śmiech). 

    Japonia wtedy mnie nie zaskoczyła. Ponieważ studiowałam japonistykę, wiedziałam sporo o kulturze, roślinności, architekturze. Mogłam skonfrontować rzeczywistość ze swoim wyobrażeniem, które siłą rzeczy okazało się trafne. To się jednak zmieniło w miarę wchodzenia w głąb tej kultury.  

Języków azjatyckich jest bardzo dużo – około 2300. Dlaczego akurat japoński?

  • Z tych ponad dwóch tysięcy różnych języków azjatyckich miałam do wyboru tylko kilka, bo nie wszystkich można było się faktycznie uczyć. Znałam angielski i rosyjski. Uczyłam się łaciny oraz niemieckiego. Uznałam, że etap nauki języków europejskich mam już za sobą. Ot, młodzieńcza pycha. Chciałam spróbować czegoś trudniejszego, poznać inny region i kulturę, a żeby móc zanurzyć się całkowicie w jakiś świat, niezbędna jest znajomość języka. Tak padło na japoński.

Jak zaczęła się nauka japońskiego?

  • Zdawałam na orientalistykę na Uniwersytecie Warszawskim, bo nie było możliwości bezpośredniego zapisu na japonistykę. Trzeba było zdobyć dobre stopnie, żeby później dostać się do odpowiedniego zakładu. Udało mi się zdobyć dostatecznie dużo punktów, by móc wybierać między wszystkimi kierunkami. Nabór był wtedy m.in. na sinologię, hebraistykę i iranistykę. Wielu studentów wybierało iranistykę, bo był to rok, w którym doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego otrzymali szach Iranu Mohammad Reza Pahlavi i jego żona Farah Pahlavi

    Na japonistykę też znalazło się wielu chętnych, w tym ja. Zaczęłam naukę praktycznie od zera, bo to, co już wiedziałam wcześniej o innych językach, okazało się nieprzydatne. Japoński ma całkiem inną strukturę i gramatykę. Wyjątkiem była łacina – w obu przypadkach posługujemy się odwróconym szykiem zdania – orzeczenie, czyli czasownik stoi na końcu. Pozostałe aspekty trzeba już kojarzyć z życia – a przynajmniej ja tak starałam się zapamiętywać słowa. Na przykład „arigato” [ありがとう], które oznacza „dziękuję”, brzmi trochę jak „aligator” (śmiech).

 

Barbara Słomka
Barbara Słomka, archiwum prywatne

 

Co spodobało się pani w tym języku i jego nauce?

  • Odkrywanie nowych struktur językowych. Bardzo lubię frazeologię – w każdym języku. Ciekawią mnie idiomy, stałe i półstałe związki frazeologiczne. Podczas nauki japońskiego szybko polubiłam też gramatykę, chętnie zgłębiałam kwestię odwróconego szyku zdania.

Jak Japończycy reagują na to, że ktoś inny mówi do nich po japońsku? Są oceniający czy wybaczający?

  • Dopóki człowiek mówi tak sobie, to wyrażają zdziwienie, zachwyt. Jeśli jednak zbliżamy się do tej granicy mówienia prawie jak rodowity Japończyk, to pojawiają się oczekiwania z ich strony. Potrafią poprosić o doprecyzowanie swojej myśli, jeśli usłyszą jakiś drobny błąd.

W Polsce od lat trwa fascynacja gatunkiem young adult. Wcześniej zaczytywaliśmy się w kryminałach. Jakie książki interesują Japończyków? Czy są to baśniowe historie podobne do tej opisanej w „Kawiarni pod Pełnym Księżycem”?

  • Nurt baśni dla dorosłych czytelników jest popularny w Japonii i zaczyna wkraczać także do Polski. Poza „Kawiarnią pod Pełnym Księżycem” ten gatunek reprezentuje także książka „Fotograf utraconych wspomnień”, którą miałam przyjemność tłumaczyć, cykl  „Zanim wystygnie kawa”. Są optymistyczne i pełne bajkowego nastroju. Światy realne i nierealne przeplatają się – funkcjonują obok siebie, nie wchodzą w logiczny konflikt.

    Drugim popularnym gatunkiem w Japonii jest oczywiście manga. Powieści obrazkowe mogą dotyczyć rozmaitych dziedzin, natomiast jako forma graficzna zdecydowanie dominują na rynku. Mam pewną obserwację, a wraz z nią wniosek – z czego to wynika. Japończycy myślą obrazami i za ich pomocą chętnie przedstawiają świat, a Europejczycy raczej skupiają się na opisywaniu świata słowami, sięgają po abstrakcyjne środki przekazu. Jak ważny jest obraz w kulturze japońskiej świadczy wyznanie autorki „Kawiarni”, że tak naprawdę prace nad powieścią astrologiczną, o której rozmyślała od dawna, ruszyły pełną parą, gdy ujrzała piękne ilustracje Chihiro Sakurady.

 

 

„Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” ma kilka ważnych elementów – są tu motywy bajkowe, społeczne i obyczajowe. Jaki według pani obraz Japonii maluje się przed czytelnikiem? Czy jest to obraz wierny oryginałowi?

  • Tak, Japonia w książce Mai Mochizuki jest bardzo prawdziwa. Autorka opisała tylko jej fragmenty – to zresztą jest dość charakterystyczne dla literatury japońskiej – jednak są one bardzo trafnie sportretowane. Tak właśnie wygląda w tej chwili branża telewizyjna czy rozrywkowa. Pogoń za uwielbieniem fanów wśród przedstawicieli świata rozrywki jest faktem. Podobnie strach przed utratą tego uwielbienia. Drugi ważny i wiernie opisany aspekt to relacje rodzinne. Może nam się wydawać, że w Japonii wciąż funkcjonuje zasada bezwzględnego podporządkowania się woli rodziców. Tymczasem młodzi ludzie nie zawsze się z tym zgadzają i mówiąc potocznie czasem „pękają”.

    „Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” pokazuje więc Japonię współczesną, a to świat nowoczesnych technologii, które pomagają w nawiązywaniu kontaktów między ludźmi. Stwarza to szansę zdobycia popularności przez jednostkę, można z łatwością pokazać siebie światu,  ale istnieje też potrzeba spojrzenia w głąb siebie, potrzeba refleksji. O tym mówi nam autorka „Kawiarni”.

Co w tłumaczeniu „Kawiarni pod Pełnym Księżycem” stanowiło największe wyzwanie?

  • O dziwo, nie sam język japoński (śmiech). Najtrudniejsza okazała się astrologia, o której przed pracą nad tłumaczeniem wiedziałam bardzo niewiele. Miałam świadomość istnienia znaków zodiaku oraz planet, od których może coś zależeć w kontekście przewidywania przyszłości. Sporo wiedzy czerpałam od kogoś, kto zajmuje się chińską medycyną, bo okazało się, że ma ona sporo punktów stycznych z astrologią zachodu. Cieszę się, że mogłam pogłębić swoją świadomość i znajomość kultury o ten element.

    Druga sprawa, która okazała się wyzwaniem to gry komputerowe. Główna bohaterka książki zajmuje się tworzeniem scenariuszy do gier, więc musiałam wejść w rejony zupełnie mi dotąd nieznane.

Gdyby ktoś chciał dobrze poznać Japonię poprzez czytanie książek japońskich autorów, to co poza „Kawiarnią” powinien przeczytać?

  • Do grona moich ulubionych pisarek, które świetnie portretują Japonię należą Yōko Tawada i Hiromi Kawakami. Mam nadzieję, że wkrótce na polskim rynku pojawią się ich nowe książki. Mam pomysł na przetłumaczenie kilku, wcześniej  przekładałam już ich prozę. One także piszą powieści z pogranicza jawy oraz snu, natomiast ich treści niekoniecznie mają walor kojący, a narracja jest nieco bardziej wymagająca; zakończenia raczej otwarte, nieoczywiste.

Wyobrażam sobie, że zadanie tłumacza to nie tylko dosłowny przekład z jednego języka na drugi. Każdy tekst ma określony kontekst kulturowy, charakterystykę.

  • Tak, i to ma ogromny wpływ na pracę tłumacza oraz na całą dziedzinę naukową, jaką jest translatoryka. Podejść do tłumaczeń jest wiele, można przekładać tekst bardzo dosłownie – zostawiać nazwy w oryginalnym brzmieniu lub przeciwnie – „udomawiać” je i zastępować rodzimymi odpowiednikami. Oba podejścia mają plusy i minusy. Jeśli bambusowy zagajnik zamienimy na brzezinę, to świat przedstawiony w tekście źródłowym za bardzo się zmieni. Sztuka polega na znalezieniu złotego środka.

    By dobrze wytłumaczyć, co może zrobić tłumacz w trudnej sytuacji, posłużę się cytatem z książki „Przekład literacki jako metafora” autorstwa Jolanty Kozak: „Język ma tę magiczną właściwość, że przez logiczną konfigurację podobieństw i różnic, czyni go myślnie realnym, wyobrażalnym”. Uważam, że to kwintesencja problemu z nazywaniem rzeczy, które są obecne w jednej kulturze, a nieobecne w drugiej.

Język polski jest uznawany za jeden z najtrudniejszych języków na świecie. Podobnie jest w przypadku japońskiego. Który z nich jest według pani trudniejszy?

  • Język japoński dla tłumacza polskiego to jest nic w porównaniu z językiem polskim dla tłumacza japońskiego pochodzenia (śmiech). Polski stanowi wyzwanie ze względu na deklinację i mnogość wyrazów bardzo do siebie podobnych. Japończyk, który zajrzy do słownika, by znaleźć występujące w tekście słowo „psa”, natrafi na słowo  „psalm”. Jak on się ma do wcześniej szukanego pojęcia?

    Podobne wyzwanie stanowi odmiana zaimków, których formy w poszczególnych przypadkach zupełnie nie są do siebie podobne – „ja, moje, o mnie” itd. Tymczasem w japońskim mamy jedno „ja”, czyli „watashi” [わたし], do którego możemy dodać odpowiednią partykułę, w zależności od tego, jaką to słowo pełni funkcję w zdaniu. Podaję przykład „psa” jako bardzo wyrazisty. Oczywiście japońscy tłumacze znają odmianę słowa „pies”, ale z odmianą rzadziej używanych słów wcale nie jest lepiej.

 

 

Więcej rozmów znajdziecie w dziale Wywiady.