„Fakty są takie, że jest niewinny”. Mahmood Mattan wiedział, że nie zamordował nikogo. Wiedział też, że żyje w kraju, który szczyci się wydawaniem sprawiedliwych sądów. Nie był bez grzechu. Niektóre z nich - jak sam uważał - zostały „wymuszone przez ten cholerny kraj”. Ukradł dopiero, gdy poczuł się „jak gówno wdeptane w trawę”. Ale nikogo nie zabił. Był jednak Somalijczykiem, a sprawiedliwość w latach 50. XX wieku dopiero uczyła się, że dotyczy wszystkich.

Jest luty 1952 roku. Z radiowego głośnika dobiega głos spikera. „Umarł król. Niech żyje królowa!”. W Tiger Bay, portowej dzielnicy walijskiej stolicy Cardiff, marynarze (i ci, którzy kiedyś nimi byli), wznoszą kielichy w górę. Mahmood Mattan przepycha się przez tłum przy barze i zamawia kawę. Na głowie nosi homburg, kapelusz, który „zachodzi nisko na jego wymizerowaną twarz i smutne oczy”. I o ludziach o smutnych oczach będzie to historia.

Mohamed zaskakuje historią. Sięga po dzieje portowej dzielnicy, w której od połowy XIX wieku osiedlała się wieloetniczna społeczność. Są tuż Żydzi, Maltańczycy, Somalijczycy, Etiopczycy, ludzie z Karaibów, a wszystko to w Walii, kraju dużo bardziej jednolitym etnicznie, niż Anglia. Sięga też Mohamed po historię „z życia wziętą”. Główny bohater „Szczęśliwców”, Mahmood Mattan to były marynarz, który został skazany na śmierć za zabicie Lily Volpert 6 marca 1952. Mattan został stracony, a dopiero w latach 90. wyszło na jaw, że policja sfałszowała dowody przeciwko niemu. W 1998 roku Mattan został pośmiertnie uniewinniony. Był ostatnią osobą powieszoną w więzieniu w Cardiff.
 

Szczęśliwcy recenzja książki
 

Kilka poziomów wykluczenia

Jak nietrudno się domyślić, powieść brytyjsko-somalijskiej pisarki opowiada o rasowej nierówności i rekonstruuje życie oraz proces Mattana. Przy tym wszystkim Mohamed nie sięga po najprostsze rozwiązania, nie pisze książki sensacyjnej i w oczywisty sposób oskarżycielskiej. W jej dziele znajdziemy niemal epicki obraz społeczności Tiger Bay, jej codzienności, lęków ale też radości. Jednocześnie to książka o tym,jak mechanizmy rasistowskiego wykluczenia doprowadziły do skazania na śmierć Mahmooda. On sam przyjmuje w sądzie postawę, która odczytywana jest przeciwnie do jego intencji. Próbując posługiwać się żargonem sądowym, sprawia że odbierany jest jako ktoś konfrontacyjny i agresywny. Od oskarżonego oczekiwano, że będzie tylko smutno spoglądał w podłogę. Od czarnego oczywiście oskarżonego. Sfałszowane dowody, kłamliwe zeznania, instytucjonalny rasizm, a w tym wszystkim Mahmood Mattan, człowiek, który wierzy w sprawiedliwość.
 

„Sprawiedliwość, nic więcej. Nie oczekuje, że jego własne grzechy zostaną pominięte, nie powinien tylko płacić za cudze”.


„Laury Mattan nie poinformowano o egzekucji Mahmooda”. Żona marynarza nie wyszła ponownie za mąż i całe życie poświęciła walce o sprawiedliwość. Gdy ta nadeszła, powiedziała: „Gdybyśmy z Mahmoodem żyli w czasach biblijnych, zostalibyśmy ukamienowani”. Autorka powieści przytacza te słowa w „epilogu”.

Miłość do szczegółu

Nadifa Mohamed zachwyca również językiem. Jest pisarką niezwykle wrażliwą na detal, która do perfekcji opanowała wciąganie czytelnika do opowiadanej przez siebie historii za pomocą skupienia uwagi na czymś pozornie niezwiązanym z akcją powieści. Czy to opis pęknięć na suficie więziennej celi, pocztówki, która uwięziła odcisk palca ojca przyszłej ofiary morderstwa czy opis wiosny w ogrodzie jej domu („wiosna nie ma cierpliwości do żałoby”) - wszystko u Mohamed kieruje nas od szczegółu, do czegoś większego, czegoś co porusza i umożliwia czytelnikom zbliżenie się do opisywanej historii.

To trzecia powieść Mohamed. „Szczęśliwcy” przynieśli jej finał Bookera (była w nim jedyną brytyjską pisarką i pierwszą osobą somalijskiego pochodzenia), nagrodę Walijskiej Książki Roku zarówno przyznaną przez profesjonalne jury, jak i czytelników. Nie dziwi mnie żadne z tych wyróżnień. To książka nie tylko opowiadająca niezwykłą, straszną acz w tej straszności właśnie wciągającą historię. To książka, w której autorka wyraźnie opowiada się po stronie słabszych i wykluczanych. Dzieło, która udowadnia, że fikcja może zrobić to, czego nie jest w stanie zrobić żaden dokument - stworzyć niewidzialną nić łączącą nas z głównym bohaterem.

Po niemal 500 stronach powieści Mohamed, uczucie, że siedzieliśmy w głowie jej bohatera, jest niezwykle dojmująca. „Szczęśliwcy” pozwalają nam zbliżyć się nie tylko do tego, co mógł czuć Mahmood, gdy oskarżono go o zbrodnię, której nie popełnił, ale też co czuła cała społeczność Tiger Bay. I może dzięki temu zrozumieć, jak ważne jest budowanie świata, w którym nie ma miejsca na dyskryminację.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam